kupzcak

Kiedy w grudniu 2015 roku nieszczęśliwie upadł podczas biegu w trakcie zawodów Pucharu Świata w Ramsau, nie przypuszczał, że widmo kontuzji będzie mu towarzyszyć jeszcze cały rok. Teraz, choć jego zdrowotna przyszłość nie jest łatwa do przewidzenia, o najgorszym scenariuszu stara się nie myśleć. - Mam nadzieję, że uda mi się dopiąć swego i wszystko będzie w porządku – mówi w rozmowie z Kasią Nowak Szczepan Kupczak.

 

Tę historię kibice kombinatorów norweskich, regularnie czytający Skipola, znają już na pamięć, jednak dla przyzwoitości przypomnimy po raz kolejny. Problemy Szczepana Kupczaka zaczęły się od niefortunnego upadku na trasie biegu w Ramsau w grudniu 2015 roku. Wtedy to Polak uczestniczył w zderzeniu kilku zawodników i, jak sam później mówił, choćby chciał, nie był w stanie uchronić się od upadku. Początkowo liczył, że wybity bark szybko się zagoi, a to pozwoli wrócić na biegową trasę. Niestety, kontuzja się przedłużała, a ostateczny powrót nastąpił dopiero w lutym. Skutki urazu wciąż dawały o sobie znać – biegowo Szczepan dużo tracił ze względu na treningowe braki. Po PŚ w Lahti w rozmowie z Michałem Chmielewskim przyznał zrezygnowany: - Nie mam formy, po kontuzji praktycznie nie istnieją mięśnie rąk.

 

Na skoczni było naprawdę dobrze, ale co z tego, skoro sezon już się powoli kończył. Z nowymi nadziejami Szczepan Kupczak przystąpił do Letniej Grand Prix, ale i w trakcie tych rozgrywek szczęście chodziło zupełnie innymi ścieżkami. W serii próbnej przed zawodami w Oberstdorfie podopieczny Wantuloka upadł, odnawiając kontuzję. Już wtedy trener mówił o ewentualnej operacji, jednak ostateczne decyzje nie zapadły do dziś. - Szczepan jeszcze nie jest w stanie w 100% obciążać barku i dalej ma okrojony trening, zwłaszcza siłowy. Biegowo staramy się nie tracić i realizujemy program szkoleniowy, odrzucając kije biegowe. Wszystko wyjaśni się podczas Pucharu Świata w Ruce, czy Szczepan da radę i czy bark wytrzyma tak duże obciążenie. My jesteśmy dobrej myśli, oby matka natura i zdrowie dopisały – relacjonuje Wantulok.

 

Wtóruje mu sam zainteresowany, który o ewentualnej operacji nawet nie chce słyszeć. - Nie myślę o tym, mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku – ucina krótko, zapytany o ewentualny zabieg i związaną z nim, choć na razie hipotetyczną, przerwę w startach. Na temat stawianych sobie celów nie chce się wypowiadać, ale stanowczo podkreśla, że te nie uległy zmianie, niezależnie od zaistniałej sytuacji i odnowionej kontuzji. - Mam nadzieję, że uda mi się dopiąć swego – zaznacza wprost.

 

Wypowiedzi Szczepana napawają też trochę większym optymizmem, wygląda na to, że pozytywne nastawienie, wola walki i mimo wszystko realizowane w dużym stopniu szkolenie dadzą pozytywny efekt. - W okresie rehabilitacyjnym wykonywałem część treningów inaczej, jednak im bliżej zimy, tym różnice te coraz bardziej się zacierały i w tym momencie tylko najcięższe treningi mam zmodyfikowane – komentuje reprezentant AZS AWF Katowice. Zapytany o emocje, które towarzyszyły mu w czasie zmagań z kontuzjami, odparł: - W obu przypadkach było podobnie, najpierw pojawiła się złość, później żal, że cała praca poszła na marne, ale później przyszła motywacja, która pozwalała na pokonywanie kolejnych barier.

 

Nam pozostaje życzyć, by żalu i rezygnacji było jak najmniej, a za to by na twarzy Szczepana jak najczęściej gościł uśmiech, będący oznaką nie tylko motywacji i woli walki, ale i zadowalających jego samego wyników.

 

Kasia Nowak

fot. Michał Chmielewski