Dla Pawła Słowioka Letnie Mistrzostwa Polski na skoczni normalnej miały słodki smak. Reprezentant AZS AWF Katowice nie tylko sięgnął po srebrny medal, ale zrobił to w stylu godnym podziwu.
Mimo dopiero 5. lokaty po skokach zdołał dogonić czołówkę, a nawet postraszyć zwycięskiego w piątek Adama Cieślara. Atak po złoto ostatecznie nie udał się, ale strata zaledwie 18 sekund do lidera wzbudziła na Skalitem respekt.
- Biegło mi się całkiem dobrze, ale żałuję, że nie można było dać z siebie wszystkiego ze względu na trudną trasę. Warunki kompletnie na to nie pozwalały i w kilku miejscach zamiast starać się gonić wolałem po prostu bezpiecznie przejechać. Normalnie na tej trasie pracowałbym chyba więcej nogami, jednak nie chciałem ryzykować na tak mokrej nawierzchni. Rękami nadrabiałem więc ile mogłem – mówił po starcie uśmiechnięty Słowiok zauważając, że możliwość kontuzjowania się na kilka tygodni przed startem sezonu zimowego to najgorsze, co mogłoby się stać.
Słowiok: - Bieg na rolkach różni się od tego na nartach. Sprzęt jest w miarę bezpieczny jak jest sucho, a taka pogoda jak teraz (przez cały poranek padała mżawka, a temperatura nieznacznie przekraczała próg zera stopni Celsjusza – red.) do jazdy się nie nadaje. Zwłaszcza na fragmentach gdzie biegliśmy po kostce trzeba było się mocno koncentrować. Gumowe kółka są śliskie, na dodatek między kostkami są małe łączenia. Nietrudno nieświadomie wetknąć w któreś grot kija i po prostu go złamać. A wtedy byłoby kiepsko. Dlatego na tym odcinku stwierdziłem, że na wszelki wypadek będę tylko łyżwował. Mimo że po kilku kołach czułem już w nogach tę niższą prędkość i obciążenia.
Wychowanek klubu z Wisły zapytany o swoje szanse na złoto w przypadku dobrej pogody odparł, że kluczem do dobrych wyników jest w jego przypadku nie dobre bieganie (choć to ono pozwoliło mu w piątek wskoczyć na podium), ale postawa w pierwszej części zawodów. Słowiok z uznaniem wypowiedział się o Adamie Cieślarze, który nie tylko solidnie skoczył (100,5 m), ale też fantastycznie biegł tracąc do Pawła jedynie 18 sekund netto na dziesięciu kilometrach. - Gdyby było sucho, on też byłby szybszy – zakończył temat dwudziestotrzylatek. I po chwili zapewnił, że na skoczni czuje się już o wiele lepiej niż jeszcze na początku lata. Wtedy walczył z poważnym błędem na najeździe polegającym na zbytnim przenoszeniu ciężaru ciała na palce przed odbiciem. Jak jednak zapewnił i on, i szkoleniowiec Jan Szturc, w tej chwili zdarzają się już skoki, gdzie problem całkowicie znika. Jednym z nich był ten z serii próbnej, z którego Słowiok był bardzo zadowolony. W konkursie nawyk niestety wrócił, choć odległość 96,5 metra do najgorszych wcale nie należała.
Wiślanin przez cały dzień na Skalitem wyglądał na zadowolonego ze swojej obecności w „światku” zawodowego sportu. Jak sam przyznał, możliwość treningów, startów i stałego kontaktu ze znajomymi narciarzami sprawia mu dużą radość. - Jak zacznie mnie to wszystko męczyć, pewnie dam sobie spokój. Ale nie – bardzo lubię się zmęczyć, wyjść pobiegać, pojeździć na rowerze. Człowiek od razu inaczej się czuje – mówi Słowiok, choć przyznaje, że oprócz kwestii samopoczucia istotną rolę odgrywa też temat finansów. Nie jest tajemnicą, że w kombinacji norweskiej nie ma nawet ćwierci z tego, co mogą zdobyć np. skoczkowie. Wicemistrz Polski ze smutkiem stwierdził, że jeśli wkrótce nie zacznie na sporcie poważnie zarabiać, po zakończeniu studiów prawdopodobnie rozstanie się z nartami. - Ja i tak mam nieźle, bo chociaż w tak niemedialnej dyscyplinie trudno jest o sponsora, wspiera nas uczelnia. Jak zrobimy dobre wyniki, zawsze na te osiem miesięcy w roku pojawiają się jakieś pieniądze. Nie powinienem narzekać, ale wiem, że nie wszyscy mogą na to liczyć.
Czego oczekuje od siebie zawodnik w nadchodzących tygodniach? Przede wszystkim ustabilizowania formy na skoczni. Bo – jak mówi – gdy ta będzie, z solidnym bieganiem nie powinno być kłopotów z punktowaniem w Pucharze Świata.
W Szczyrku rozmawiał Michał Chmielewski