
Co stanie się, gdy Adam Cieślar wyluzuje? Jaki błąd na skoczni musi wyeliminować Paweł Słowiok? Co w ramach relaksu robili kombinatorzy podczas zgrupowania z Cetniewie? O tych i innych „smaczkach” z życia polskiej kadry kombinatorów norweskich opowiada Skipolowi trener reprezentacji Mateusz Wantulok.
Michał Chmielewski: Co powiedziało nam lato o polskiej kombinacji? Teoretycznie, startując z większością czołówki wchodziliście do TOP 30, ale byliście bardzo nierówni. Na co naprawdę stać chłopaków?
Mateusz Wantulok: Powiedziało i cały czas "mówi", że zmierzamy w dobrym kierunku. Chłopaki bardzo przykładają się do pracy i wykonują ja sumiennie. A to jest bardzo ważne. Chłopców stać na pewno na TOP 30 w zimowych Pucharach Świata. Jeśli wszystko by teraz zagrało, to w Tschagguns Szczepan mógł spokojnie dowieźć miejsce w dwudziestce. Niestety złamał kijek. Realnie patrząc – każdy z nich mógł się pokusić o miejsca w czołówce.
Nierówno... Hmm, można się zgodzić, ale duży wpływ na to miały dyskwalifikacje, które przytrafiły się nam dwie wybijając nas troszkę z rytmu. Poza tym za każdym razem start był na innej skoczni, która bardziej lub mniej pasowała zawodnikom.
Mocniejsze są u chłopaków skoki czy biegi? Wyniki – z małym wyjątkiem Szczepana Kupczaka – jednoznacznie tego nie pokazują.
Naszym zadaniem jest wprowadzenie chłopaków na jak najwyższy poziom i skokowy, i biegowy. Staramy się obie te konkurencje traktować równo. Ale jeśli chce się przyłożyć w jednej, to cierpi na tym druga. Dlatego trzeba podchodzić do szkolenia bardzo uważnie i nie zamykać klapek na jedną z konkurencji. Chcąc liczyć się w czołówce trzeba być mocnym w obu konkurencjach. Kacper i Michał póki co nie mieli okazji zaprezentować się na arenie międzynarodowej. Ale w obu przypadkach mocniejszą stroną są skoki. U Adama możemy powiedzieć, że obie strony są na podobnym poziomie. Wystarczy, że troszkę wyluzujemy i Cieślar zaczyna fruwać.
Mimo wszystko Letni Mistrz Polski nieco w cieniu.
Adam robił swoje i pokazywał aktualny poziom sportowy. Jest to okres przygotowawczy, nie trzeba być zawsze najlepszym i udowadniać nie wiadomo czego. Dla mnie i dla trenera Jasia (Szturca – red.) ważne jest, by chłopcy realizowali plan. Każdy ma swoje zadania i cele. Natomiast LGP było tylko testem.
Czy Paweł Słowiok poprawił się już na skoczni? Opowiadał, że pracuje nad tym mocno pod okiem trenera Szturca.
Paweł najlepiej prezentuje i czuje się na trasie biegu, można powiedzieć, że moc jest z Pawłem. Z trenerem pracujemy ciągle nad poprawą techniki skoku, bo błąd Pawła jest bardzo mocno zakorzeniony. Po prostu nie czuje tego, co robi źle. Chcemy ustabilizować jego pozycję dojazdową i samą końcówkę odbicia, bo i my widzimy, i Paweł widzi, że przechodzi za bardzo na palce. Jeśli zacznie to czuć, możemy być spokojni o super wynik. On małymi kroczkami idzie do przodu. Cały czas ciężko nad sobą pracuje. Praca z trenerem na pewno przynosi poprawę, ale to nie jest kwestia jednego treningu. Potrzeba najwidoczniej czasu.
Szczepan ma za to zupełnie odwrotnie. Radził sobie naprawdę nieźle i ma papiery na nowego lidera grupy. Ale sytuacje, gdy po super skoku wypada do 3. dziesiątki przez słabszy bieg, nie nastrajają pozytywnie...
U Szczepana zdecydowanie atutem są skoki i to też musimy umieć wykorzystać. Pod tym względem jest bardzo fajnie poukładany i stabilny. A na trasie? Też potrafi pokazać serce do walki i przytrzymać dobrą grupę. Trzeba podkreślić, że Szczepan całe LGP startował w kombinezonie treningowym, bo nie umieliśmy sobie poradzić z dostosowaniem kroku do pomiaru FIS. Potrzeba było mocnej ingerencji w materiał, co groziło całkowitym zniszczeniem. Postanowiliśmy, że odłożymy go na bok, a swoje będzie robił w startym sprzęcie.
Nie pierwszy raz narzekasz na nowe przepisy w kontroli kombinezonów. Skoczkowie też narzekali. Jest to w ogóle sprawiedliwe? Były dyskwalifikacje u was, których szkoda. Zresztą sam niejako przyznałeś, że jest jednak to „naciąganie” materiałów pod kontrolę.
Jest to nowa rzecz dla wszystkich i przyniosła sporo problemów. Ciut inaczej staje się do pomiaru, są również nowe maszyny mierzące krok przed wejściem na belkę startową. To na pewno dodatkowy stres dla zawodnika jak i trenerów. Jeśli wychodzi zza kotary, można w pewnym sensie odetchnąć, ponieważ od tego momentu jest ściśle obserwowany przez osoby z FIS. Ale nie może dotknąć kombinezonu od pasa w dół. Jedyne, co może, to dopiąć lub sprawdzić zamek. Za wszystkie inne ruchy czy dotknięcia zostaje zdyskwalifikowany.
Inna rzecz to fakt, że dużo szybciej zużywa się materiał na kombinezonie, ponieważ zawodnik musi mocno się naciągać, by u góry przejść kontrolę. Przytrafiło się chłopakom już tak, że po skoku zostali znowu zabrani do kontroli, a tam już wszystko szczegółowo jest sprawdzane. Wszystko to jest bardzo uciążliwe, ale – z drugiej strony – każdy przechodzi taką samą drogę, nie ma litości... Może to i lepiej?
Porozmawiajmy jeszcze o przyjemnościach. Co robiliście w Cetniewie? Obyło się bez urazów?
Cetniewo było silnym akcentem w naszym planie. Dużo mocnego biegania, plus siła wytrzymałościowa, treningi na równowagę. A poza tym badania na ergometrze narciarskim oraz spirometria. Sporo. Na nudę raczej nikt nie narzekał. Oczywiście nagroda również się znalazła – wybraliśmy się całą ekipą na gokarty.
Z perspektywy treningowej istotna była zmiana klimatu na morski. Pogoda była super, jedyne na co możemy ponarzekać, to lodowata woda w Bałtyku. Oczywiście i z tego zrobiliśmy atut racząc się darmowymi zabiegami krio. (śmiech)
Jakie plany na najbliższe tygodnie?
Starty w Zakopanem i Mistrzostwa Polski w Szczyrku. Zaraz potem udajemy się na lodowiec Dachstein. Listopad to dwie zaplanowane tygodniowe akcje w Oberhofie, później przejazd do Skandynawii (Rovaniemi) i podróż na pierwszy konkurs Pucharu Świata w Kuusamo. A później już poleci. Miejmy nadzieję, że dobrze i daleko.
Rozmawiał Michał Chmielewski