Już dziś prezentujemy Wam kolejny i bardzo treściwy wywiad traktujący temat dwuboju zimowego. Bohaterem dzisiejszej rozmowy jest znany specjalista narciarstwa klasycznego - Bogdan Chruścicki. Na widelcu popularnego komentatora Eurosportu znalazła się polska i zagraniczna kombinacja norweska. Nie zabrakło także pytań m.in. o odwołany Puchar Świata w Zakopanem i początki dziennikarskiej kariery. Pan Bogdan podsumował wszystko w swoim, dobrze wszystkim znanym, stylu.
Piotr Walkowiak: Z racji pierwszego wywiadu dla naszego portalu, chciałbym spytać o początki Pana przygody z komentowaniem w Eurosporcie i o pierwszą styczność z narciarstwem klasycznym. Z pewnością zaciekawi to wielu naszych czytelników.
Bogdan Chruścicki: Ohohoho. Może zacznę od tego ostatniego, bo z narciarstwem klasycznym to się poznałem jak miałem mniej więcej sześć lat. Przez jakiś czas mieszkałem na Podhalu i skakałem nawet na takiej terenowej skoczni koło domu, w którym mieszkałem. Biegałem też oczywiście na nartach. Można powiedzieć, że kombinacje norweska poznałem od razu. A zawodowo, to strasznie dawno. Gdzieś w 1969 roku. W Eurosporcie pracuje formalnie od 2001 roku, ale wcześniej współpracowałem od momentu jak powstawał. Jeszcze wcześniej pracowałem w Polskim Radiu i wiele lat komentowałem kombinację norweska podczas Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Świata w różnych miejscowościach m.in. w Lahti, Falun, Holmenkollen, Seefeld. Nawet w Seefeld wygrałem zakład z naszym trenerem, który musiał mnie potem nieść na plecach przez parę kilometrów, bo byłem przekonany, że polscy kombinatorzy będą w szóstce, no i byli, a on nie był przekonany. No więc musiał mnie potem zanieść na plecach mniej więcej trzy kilometry do hotelu. Taka zabawna historia, no ale była.
PW: Przechodząc stricte do tematu kombinacji. Sezon 2011/2012 uznajemy za zakończony. Trzeci sezon z rzędu Kryształową Kulą zdobył Jason Lamy Chappuis. Miał praktycznie dwóch rywali - Alessandro Pittina do czasu jego kontuzji oraz Akitwo Watabe, który walczył do końca. Jestem ciekaw czy przed sezonem Ci zawodnicy znaleźli się w Pana typowaniu oraz czy przewidywał Pan kogoś innego, kto mógłby zagrozić Francuzowi?
BC: Po pierwsze jestem bardzo zadowolony z przebiegu tego sezonu, ponieważ był bardzo ciekawy. Nie było takiej zdecydowanej dominacji jak bywało wcześniej w przypadku Manninena, Lamy Chappuisa czy jeszcze wcześniej innych kombinatorów, tylko było wielu zwycięzców i wielu zawodników na drugim, trzecim miejscu. Sytuacja w klasyfikacji Pucharu Świata się zmieniała, a zmieniali się także zawodnicy, którzy zajmowali miejsca na podium. Spodziewałem się, że Jason to wygra, ale że z takim dużym trudem, to się jednak nie spodziewałem. Zaskoczył mnie Amerykanin Fletcher wygrywając jedną kombinację. Nie przypuszczałem, że jeżeli ktoś z Amerykanów ma wygrać to akurat Fletcher. Była fajna zabawa można powiedzieć. Natomiast zaskoczyli mnie postępami w biegu Austriacy, zwłaszcza Gruber i Denifl. Liczyłem, że wyższe miejsce zajmie Alessandro Pittin. Miał niestety bardzo nierówne występy. Był bardzo dobry i był niestety w niektórych startach dużo, dużo słabszy.
PW: Ostatnio też głośno było o odwołaniu Pucharu Świata w Zakopanem w kombinacji norweskiej. Staramy się o te Mistrzostwa Świata, znaczy Zakopane się stara, FIS wyciągnął do nich dłoń po czterech latach przerwy, ale niestety Apoloniusz Tajner pięknie zabłysnął w oczach FISu i Ulrich Wehling z odwołaniem tych zawodów. Jak pan zapatruje się na tą sprawę?
BC: Ja się trochę nawet zdziwiłem, że Zakopane po ostatnim Pucharze Świata, który odbył się pod Giewontem, dostało organizację Puchar Świata, bo tamte zawody były jedna wielką kompromitacją. Zarówno jeśli chodzi o trasę biegową, sposób organizacji, jak i zainteresowanie. W ogóle była to jedna wielka katastrofa. No ale Zakopane PŚ dostało. Widocznie Ulrich Wehling ma jakiś tam sentyment do Zakopanego, bo parę razy tam startował. Natomiast odwołanie tych zawodów, to jest taki troszeczkę gwóźdź, który został wbity w deskę Zakopanego, które walczy o Mistrzostwa Świata. Myślę, że niektórzy wyciągną z tego wnioski. Jeżeli Zakopane, władze Zakopanego i kierownictwo Polskiego Związku Narciarskiego, a w zasadzie Polskiego Związku Skoków Narciarskich, myśli, że w ten sposób załatwi sobie mistrzostwa świata, to jest w głębokim błędzie. To nie jest związek narciarski, tylko związek skoków narciarskich.
PW: Nasza polska organizacja zdecydowanie odstawia na bok kombinację, a po części też biegi i jednocześnie forsuje skoczków, którzy często odnoszą wyniki wiadomo jakie.
BC: Ja powiedziałem, że to jest polski związek skoków narciarskich. Reszta narciarstwa dla Apoloniusza Tajnera, który wyszedł z kombinacji norweskiej, niemal nie istnieje. Jego ojciec był kombinatorem norweskim, jego wujowie byli kombinatorami norweskim, a on w ogóle resztę narciarstwa by zlikwidował, łącznie z biegami narciarskimi. Oczywiście dopisuje się do sukcesów Justyny Kowalczyk, ale nie przepada za biegami narciarskimi i za samą Justyną.
PW: Jeśli jesteśmy już przy temacie Mistrzostw Świata, to do gry powróciło włoskie Val di Fiemme. Zorganizują Mistrzostwa Świata w przyszłym roku. Czy Pana zdaniem to jest trafny wybór? Dolina Płomieni ma szanse powtórzyć ten sukces z 2003 roku?
BC: No Val di Fiemme po raz trzeci będzie gospodarzem Mistrzostw Świata, bo jeszcze byli w latach dziewięćdziesiątych. Ja myślę, że Val di Fiemme spisuje się na medal w każdej organizacji, podczas Tour de Ski również. Błysnęli w Oslo podczas Mistrzostw Świata w 2011 roku robiąc koło siebie taką ilość szumu medialnego i nie tylko medialnego. Trafili do serc, a także żołądków ludzi, bo przywieźli nawet kuchnię ze swojego regionu, więc ja myślę, że to jest bardzo dobry wybór.
PW: W 2017 roku walczy Lahti. Moim zdaniem mają bardzo mocną siłę przebicia i poważne argumenty na organizacje tych mistrzostw.
BC: Pamiętajmy o tym, że Lahti było do tej pory najwięcej razy gospodarzem Mistrzostw Świata, a po drugie mają jeszcze jeden argument, o którym wielu ludzi nie pamięta, albo nie chce pamiętać. To jest setna rocznica powstania niepodległej Finlandii. W 1917 roku powstało fińskie państwo po upadku cara rosyjskiego, wiec to jest okazja do uczczenia kraju, który jest dzisiaj członkiem Unii Europejskiej i liczy się w sporcie, liczy się w polityce. To jest bardzo ważki argument.
PW: Kilka sezonów temu mieliśmy w ramówce zawodów standardowego Gundersena, czyli dwa skoki oraz bieg na 15 kilometrów, a także sprint czyli jeden skok i bieg na 7,5 kilometra. Czy jest Pan zdania, że nie powinno się tego redukować w jeden skok i bieg na 10 kilometrów? Wielu chciałoby przywrócić stare zasady. Jestem ciekaw czy Pan także jest w tym kręgu?
BC: Ja uważam, że w tej chwili jest zdecydowanie wskazanie na tych, którzy bardzo dobrze biegają. Coś w kombinacji trzeba zmienić. Wehling powinien coś pomyśleć, choć on sam był dobrym biegaczem, więc to jest tak, że on może, że tak powiem „kochać" przewagę biegaczy nad skoczkami. Właściwie bardzo dobry skoczek, jeśli tylko słabiej biega, to praktycznie nie ma szans na wygraną. Tak jest od wielu lat - Manninen, Moan, Kokslien, to są znakomici biegacze, a Pittin też o wiele lepiej biega niż skacze. Jason Lamy Chappuis bardzo dobrze skacze, ale zdecydowanie poprawił się w biegu i zaczął odnosić sukcesy. Tak samo Gruber. Felix Gottwald znakomity w biegu, a w skokach bardzo przeciętny zawodnik.
PW: Tak jak Sebastian Haseney niegdyś.
BC: Tak, tak, ale Haseney takiej ilości nie wygrywał. Coś trzeba z tym zrobić - nie wiem, może skrócić bieg do 7,5 kilometra, albo zrobić dwie kolejki skoków. Jest zdecydowane przechył na stronę biegową, zdecydowany.
PW: Czy Pana zdaniem formuła Penalty Race przyjmie się na dłużej w Pucharze Świata?
BC: Eh... Ja myślę, że szukają, kombinują i to w różnych konkurencjach narciarskich, ale mnie się to osobiście nie podoba.
PW: Chcą jakoś urozmaicić, ale to mało czytelne jest dla laika.
BC: W ogóle to jest nieczytelne. Tak samo jak nieczytelne są te punktacje w skokach. Dla człowieka to jest nieczytelne. Jak może człowiek, który skoczył 5 czy 8 metrów bliżej nagle okazać się lepszy od tego, który skoczył dalej. Ja rozumiem, że tutaj chodzi o jakieś wyrównanie szans, ale to jest naprawdę tak zamazane, a już ten Penalty Race, to jest kompletnie zamazana konkurencja. Ja sam oglądałem i nic z tego nie rozumiem.
PW: Nawet Demong zapomniał o przebiegnięciu karnej rundy. Na mecie był zadowolony, a później się okazało, że jest zdyskwalifikowany.
BC: Nie zawsze poszukiwania idą w dobrą stronę i to w różnych dyscyplinach sportu.
PW: Tak wybiegając w przyszłość jestem ciekaw czy gdyby miał pan wolną rękę, to wprowadził by Pan jakieś nowe zasady? Może bieg na 30 kilometrów, albo powrót do 18 sprzed wielu lat?
BC: Nie no, 18 to jest za dużo. Dla słabiej biegających skoczków to już katastrofa, natomiast ja bym wprowadził zmiany. Powiedziałem, że pewne rzeczy mi się nie podobają i poszukałbym sposobu, przeliczyłbym. Musiałbym wziąć ołówek, usiąść spokojnie i policzyć co zrobić - skrócić dystans biegowy, zrobić drugą serię skoków czy może inaczej punktować skoki. To trzeba się na prawdę poważnie zastanowić, natomiast takie poszukiwania jak właśnie Penalty Race, to jest dla mnie nietrafiony pomysł.
PW: Jak pan ocenia stan kombinacji norweskiej w Polsce oraz walkę naszych zawodników? Jest szansa, że Polacy wkrótce przeskoczą z poziomu juniora na seniora i może zaczną odnosić jakieś pierwsze poważne sukcesy? Kombinacja norweska mogłaby wreszcie wyjść z cienia innych dyscyplin.
BC: Jeżeli chodzi o kombinacje, to teoretycznie można powiedzieć, że najłatwiej w niej odnieść sukces. Ja nie mówię o sukcesie totalnym, czyli na przykład o sukcesie w Pucharze Świata, ale generalnie można się kwalifikować do każdych zawodów, więc to już jest istotne. Natomiast ja nie widzę specjalnie perspektyw dla polskich kombinatorów, bo poza skokami Polskiego Związku Narciarskiego nic nie interesuje. Kombinacja to konkurencja, która gdzieś tam jest, jakaś kadra jest, jakiś trener jest, gdzieś tam od czasu do czasu startują, gdzieś się pojawią, a wyniki w Mistrzostwach Świata Juniorów też były, powiedziałbym....
PW: Poniżej przeciętnych.
BC: No poniżej przeciętnych, więc tak to wygląda. Tak samo wygląda w narciarstwie alpejskim, tak samo wygląda w biegach. We wszystkich pozostałych konkurencjach narciarskich tak to jest - dokładnie tak samo jak w kombinacji norweskiej.
PW: Kto według Pana będzie należał do faworytów przyszłego sezonu?
BC: Ja myślę, że Pittin okrzepnie, więc sądzę że: Jason Lamy Chappuis, Pittin no i może Gruber, który zrobił postępy.
PW: Wczoraj przeczytałem na fińskiej stronie, że Manninen zapowiedział kolejny powrót.
BC: Już niech nie wraca. Są postacie wielkie, wspaniałe. Jak się patrzy na Hautamekiego, który skacze, to naprawdę żałość bierze, że ktoś taki pojawia się na skoczni. To jest prawie jak Marcin Bachleda. To jest kabaret już po prostu. Manninen zrobił uprawnienia pilota, więc niech zajmie się pilotażem i niech prowadzi wielkie maszyny najpierw po Europie, a później może i na innych kontynentach, ale już niech nie wraca, bo to takie powroty na ogół kończą się fatalnie, fatalnie.
PW: Zapowiedział, że korci go to pięćdziesiąte zwycięstwo w Pucharze Świata. Coś tak czuje, że chce w jakiś sposób przeszkodzić Lamy Chappuisowi w zdobyciu czwartej Kryształowej Kuli.
BC: Nie sądzę, żeby Manninen był w stanie zaszkodzić Francuzowi. Już takiej przewagi w biegu mieć nie będzie, a w skokach postępu nie zrobił i nie zrobi, więc nie ma o czym dyskutować. Zajmować dziesiąte czy dwunaste miejsce. Dla niego to i tak byłoby dobrze, ale to po prostu szkoda dla tak wielkiego zawodnika.
PW: Zapewne ma Pan swoją grupę takich faworytów, ulubieńców, którym kibicuje. Jacy zawodnicy do niej należą obecnie, a jacy należeli w przeszłości?
BC: Ja bardzo lubiłem szalonego Felixa. Dla mnie to był kapitalny zawodnik. Uwielbiałem jego pościgi, pogonie. Ponadto był zawsze wesoły, zresztą ja imię Felix - szczęśliwy. Z tych co zakończyli kariery, to starsi kibice może będą pamiętali takiego Szwajcara - Andreasa Schaada. Lubiłem też co by nie mówić Manninena, natomiast teraz bardzo bym chciał, żeby Pittin zaczął wygrywać. Bardzo bym chciał, żeby wygrał Puchar Świata i został Mistrzem Świata u siebie w Val di Fiemme.
PW: On pokazał się już w Libercu z dobrej strony i też mu kibicuję.
BC: No tak, tak, ale po prostu ja bym chciał, żeby zdobył złoty medal u siebie i wtedy może by ktoś zapamiętaj jego nazwisko we Włoszech. Tak jak kiedyś było z Ceconem. Jak ktoś spyta we Włoszech kto to jest Pittin, to Włosi powiedzą: „Pittin. To jest nasz jakiś reprezentant?"
Rozmawiał: Piotr Walkowiak