marusarz wojtek

Rok 2020 z pewnością przejdzie do historii polskiej kombinacji norweskiej. Niestety, jest tylko gorzej. Kilku sportowców zrezygnowało z kontynuowania kariery, a przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Mateusz Jarosz, Wojciech Marusarz oraz Paweł Twardosz w kilku słowach o dwuboju.

 

Kombinacja norweska w naszym kraju przechodzi poważny kryzys. Jedynym zawodnikiem ogłoszonym przez Polski Związek Narciarski na sezon 2020/2021 jest Szczepan Kupczak, który zadeklarował walkę o lepsze wyniki i dalsze treningi. Pytanie jednak co z młodzieżą? Jednym z dwuboistów, który mimo trudnej sytuacji również chce kontynuować przygodę z kombinacją jest zawodnik TS Wisła Zakopane - Mateusz Jarosz.

"Oczywiście, karierę nadal chcę kontynuować i rozwijać. Na przyszły sezon jeszcze nie zakładam żadnych celów, ale narazie jestem zmotywowany i zwarty do działania." - wyznał młody dwuboista.

 

"Myślę, że polska kombinacja ma nadzieję na przyszłość, potrzebni są tylko i włącznie chętni do tego sportu, bo nie ukrywając w dzisiejszych czasach większości się nie chce. Myślę, że znajdzie się kilku śmiałków, aby zacząć trenować. Tu nie chodzi o „faworyzowanie”, tylko o to jaki ten sport jest. Nieukrywam, jest wymagający i niekiedy jest ból, pot i łzy. W dzisiejszych czasach młodzi cenią sobie wygodę." - dodał Jarosz.

 

Z podjęciem decyzji o dalszym trenowaniu Wojciech Marusarz czekał dość długo. Jeszcze kilka dni temu miał nadzieję, że jednak znajdzie się sponsor i nadal będzie mógł robić to co kocha. Na początku maja mimo chęci jakie miał, postanowił o odłożeniu nart "w kąt".

"Zastanawiałem się nad kontynuowaniem kariery, ale wiele rzeczy się skomplikowało i cała ta sytuacja z pandemią daje się we znaki. Wszystko zależało od tego czy znajdę sponsora na najbliższy sezon, bo sport sportem, ale życie życiem i jakoś trzeba sobie radzić. Już nie jestem młody i nie chcę obciążać rodziców, to nie ten czas. Chęci i motywacja by dalej trenować były, bo kocham ten sport i być sportowcem. Miałem wiele dylematów, serce chce, a rozum już ciągnie w inną stronę. Jest wiele niespełnionych marzeń, wiec podjąbym walkę o nie, bo nigdy się nie poddałem i nie jest to w moim stylu." - powiedział Marusarz. 

 

Miniony sezon nie dał nam dobrych wyników, aczkolwiek niekoniecznie trzeba obwiniać o to zawodników. Brak zainteresowania jakie PZN ma w stosunku do dwuboju robi swoje. Ciągłe zmiany trenerów też nie służą temu, aby coś miało ruszyć w dobrą stronę. 

"Kombinacja zawsze była gdzieś w tyle i częste zmiany trochę temu szkodziły. Nowi trenerzy, którzy przychodzili mieli swój plan na poprawę i nie byli to źli trenerzy tylko w kombinacji jest tak, że postępy w pracy nie odrazu przychodzą. Czasem potrzeba czasu, by wprowadzone zmiany mogły zaprocentować. Jedne szybciej, a jedne wolniej. Wywierana presja na trenerach, by osiągnąć szybko znaczący postęp nie ułatwiała pracy. Moim zdaniem każdy szkoleniowiec musi najpierw poznać drużynę i jej umiejętności i późnej układać sprecyzowany plan, więc dlatego powinno się dać mu więcej czasu. U nas zmiany praktycznie co roku, max co dwa, a to nie służy rozwojowi. Sam wiem po sobie, że trzeba czasu, by praca procentowała. Trenuję od 17 lat, a dopiero ostanie 3-4 lata zaczęły przynosić efekty." - dokończył były już dwuboista. 

 

W tym roku pożegnaliśmy również Pawła Twardosza. "Decyzję tą podjąłem ponieważ nie widziałem już zbytnio sensu trenowania, brakowało mi motywacji i chęci. Dokładnie rok temu bym nie przypuszczał, że zakończę karierę po minionym sezonie, ale niestety stało się inaczej. Powodów jest kilka, od wspomnianych powyżej do problemów z trenerem, który ostatniego roku prowadził kadrę kombinacji. Nie układała się współpraca między nami, ciągle byłem odrzucany i niechętnie udzielana mi była pomoc przez trenera głównego. Owszem zgodzę się z faktem, że miałem problemy z wagą, bo też święty nie byłem. Po Mistrzostwach Polski, zdobywając brązowy medal było trochę dla mnie dziwne, że zostałem właśnie wtedy pierwszy raz wydalony z grupy przez trenera Pochwałę." - wyznał Paweł Twardosz.

 

"Po tych Mistrzostwach miałem zacząć normalną pracę z panią dietetyk, ale nie została mi taka pomoc udzielona, ponieważ trener Tomasz Pochwala zakazał kontaktu ze mną pani dietetyk. Dopiero interwencja pana Siderka coś zmieniła, ale i to też wiele nie pomogło niestety. Jedną z przyczyn są też kwestie finansowe, ponieważ co fakt mieliśmy minionego roku stypendium z ministerstwa, ale zostało ono zdobyte przez naszą ciężką pracę i tego roku się ono skończyło. A mówiąc poważnie to PZN nie zapewniłby nam środków do życia na nadchodzący sezon, a ile też można żyć na utrzymaniu rodziców. Nad zakończeniem kariery zacząłem już rozmyślać od października minionego roku, po Mistrzostwach Polski, gdy nie zostałem dobrze potraktowany, bo również po tych zawodach krajowych mieliśmy jechać na obóz i ja również, ale po zakończeniu zawodów dostałem informację od trenera Pochwały, że wylatuję z grupy." - dokończył były zawodnik KS Olimpijczyk Gilowice.

 

Po słowach Twardosza można stwierdzić, że jednak decyzja Polskiego Związku Narciarskiego o zwolnieniu Tomasza Pochwały była słuszna. Trener nie powinien mieć złego kontaktu z zawodnikami, a przede wszystkim powinien być dla nich wsparciem, a nie przeszkodą w dążeniu do lepszych wyników. Na ten moment Polska straciła trzech dwuboistów: Adama Cieślara, Wojciecha Marusarza oraz Pawła Twardosza. 

Wszystkim wyżej wymienionym życzymy powodzenia w życiu i dziękujemy za każdą emocję!

 

Bożena Tyc