cempa

- Przerost chęci i niesłuchanie organizmu źle się kończy – mówi Wiesław Cempa o minionej zimie w wykonaniu polskich zawodniczek. W obszernym wywiadzie z nowym-starym trenerem kadry A rozmawiamy o wszystkim, co wokół kadry było i dopiero będzie. Część pierwsza.

 

Michał Chmielewski: Szkoleniem na poziomie seniora PZN objął siedem zawodniczek. Internet żartuje już, że mamy kłopot bogactwa.

 

Wiesław Cempa: Cóż, zbieramy na nowo tę kobiecą kadrę po roku, który dla naszych żeńskich biegów był przykry. Na wiosnę była, a przyszła zima i już jej nie było. Ale o tym już wiele powiedziano i niech to będzie przeszłością. Teraz jest czas na powrót do poziomu sprzed dwóch sezonów. Stopniowo, bo poza Justyną Kowalczyk, która trenuje indywidualnie, na pierwsze zgrupowanie przyjechały tylko Sylwia Jaśkowiec, Martyna Galewicz i Urszula Łętocha. W kolejnych etapach skład ma się powiększyć.

 

Nie boi się Pan, że to się powtórzy?

 

Odpukałbym. Kornelia Kubińska zapewniła, że chce wrócić po przerwie macierzyńskiej, dołączając od Zieleńca, czyli połowy lipca. Paulina Maciuszek także znalazła się w kadrze (Janusz Krężelok przekazał nam, że będzie na treningach w Zakopanem w drugiej połowie czerwca – przyp. red.), a w kwestii zdrowia... musimy postępować mądrze. Po to mamy fizjoterapeutów, żeby nad nim czuwać i reagować. Nie możemy działać na zasadzie: ten obóz jeszcze jakoś przeżyję, a później zobaczymy. Ten przerost chęci i zaniedbanie słuchania swojego organizmu – jak wiemy – źle się kończy.

 

Jeśli o Paulinie Maciuszek. Miewaliście w przeszłości różne relacje...

 

Tak to już jest z kobietami, samo życie (śmiech). Ale to naprawdę nic nadzwyczajnego, że miewa się różnice poglądów. Czasami można wyrażać je w różny sposób, jednak w każdej grupie są i będą konflikty. Nie dziwię się, że Paulina miała obiekcje, bo jak się coś zdobywa, to od razu chce się więcej i więcej. Że to pewnie było źle, tamto źle, może gdyby był inny trener, to byłoby lepiej, a jak zagraniczny, to już w ogóle. Nie przypominam sobie jednak, żeby później, już po naszej współpracy miała jakieś spektakularnie lepsze wyniki. Zresztą, te sprawy są już za nami.

 

Mimo to słyszałem opinię, że zazwyczaj kobiety za Panem stoją. Gdzie tkwi sekret?

 

Naprawdę nie wiem, może zawodniczki same potrafiłyby to lepiej wytłumaczyć? Dla mnie kluczowe jest, żeby iść wspólną drogą do jednego celu i dobrze się rozumieć. Nie bać dyskusji, rozmowy, zaufać współpracy. Jak trener jest sobie, a zawodnik sobie, szkoda czasu na pracę, bo to się i tak w końcu rozejdzie.

 

Kornelia Kubińska w rozmowie ze mną po zimie 2014/15 powiedziała, że nie wyobraża sobie pracy z kimś innym niż Wiesław Cempa, argumentując to m.in. pańską wieloletnią wiedzą o niej jako sportowcu. Formalnie w kadrze rządził Janusz Krężelok, ale ich relacje były różne. Jakie były prawdziwe kulisy tamtego sezonu?

 

Na pewno nie rządziłem z tylnego fotela. Absolutnie tak nie było, bo odpowiedzialny za przygotowanie zawodników kadry A był Janusz. Czasami, może dla lepszego samopoczucia, Kola konsultowała ze mną pewne treningi, ale to było incydentalne. Nie rozpisywałem jej planów. Ja odpowiedzialność, za obopólną zgodą, wziąłem dopiero za BPS (Bezpośrednie Przygotowanie Startowe – przyp. red.) do mistrzostw świata w Falun. Tego lata uznaliśmy, że podobne ruchy też będą możliwe, ponieważ czasami może być tak, że zawodnik lepiej czuje się z takim szkoleniowcem, a nie innym. Najważniejsze, żeby podtrzymywać wiarę w swoją pracę. Jesteśmy razem, tworzymy teraz duży zespół i to daje różne możliwości. Tak łatwiej o sukces.

 

Zdaje Pan sobie sprawę, że po zwolnieniu Miroslava Petraska, którego narciarze akceptowali, będzie na was ciążył spory ciężar? Oczekiwania będą duże, zwłaszcza – choć to jeszcze sukces sprzed ery Czecha – w przypadku kobiecej sztafety.

 

Nie powiem, czy się boję, czy nie, ale inaczej. Dwa lata temu miałem w sukcesie dziewczyn udział. Ewelina Marcisz przygotowała się do zimy ze mną, w młodzieżowej. Kola – jak już mówiłem. To patrząc z tej perspektywy wiele się chyba nie zmieniło? Byłem z boku ostatnie lata, myślę, że mam więcej doświadczeń, przemyśleń. Nie ma się czego bać, tylko pracować.

 

Jak to na początku współpracy bywa, mieliście sporo celów do obrania.

 

Tak, bo przez trzy zimy z rzędu są imprezy mistrzowskie: mistrzostwa, igrzyska i znów mistrzostwa. Może się zdarzyć, że na którymś z etapów któraś z narciarek zakończy karierę, dlatego oprócz założeń indywidualnych musimy też pomyśleć nad kierunkiem rozwoju całej grupy. I ewentualne miejsce było solidnie zastępowane młodszą biegaczką. To współpraca nie tylko wewnątrz naszej grupy, ale wspólnie z kadrą Urszuli Migdał, a nawet całym zespołem.

 

Ten, który skompletowaliście, jest teraz wystarczający? Sztab rozrósł się o nowych specjalistów, w tym np. odpowiedzialnego za trening siłowy Bartka Garbaciaka.

 

Nigdy nie ma za dużo osób, bo zawsze można przeanalizować sytuację i powiedzieć, że jeszcze od tego by się przydał, od tamtego... Pole do rozwoju się nie kończy. Dobraliśmy ludzi, żeby ruszyć z procesem treningowym i to jest najważniejsze. Mamy taki sztab, z którego zamierzamy korzystać do maksimum. Na te realia i na ten czas on wystarczający.

 

Jak będziecie trenowali? Równie długo poza domem, jak wymyślił to Miroslav Petrasek?

 

Nie planujemy trzytygodniowych obozów, ale maksymalnie dwu. Najczęściej będą to wyjazdy dwunastodniowe tak, by dokończenie drugiego mikrocyklu miało miejsce w domu. Nie chcemy zgrupowań rozciągać, by nie było w zawodnikach przesytu i znużenia. Nie mówię, że Czech robił źle, bo to inna szkoła. Można też przecież być kilka tygodni w domu, o ile nie ma w tym działaniu półśrodków. My wybraliśmy taki system, co więcej, kadra będzie miała możliwość pobytu w wynajętym przez związek mieszkaniu w Zakopanem. Tam między obozami jest rolkostrada, siłownia i wiele innych potrzebnych w treningu czynników. Dla kilkoro z biegaczy to szansa na porządny trening, gdy infrastruktura w domu jest niewystarczająca.

 

Rozmawiał w Spale Michał Chmielewski

foto. Alicja Kosman pzn.pl