adam kwak

- Nie boję się, że będę krytykowany, bo fizjoterapeutę mianowali nagle trenerem. Stoi za tym wykształcenie – mówi ze spokojem trener kadry młodzieżowej Adam Kwak. W Spale rozmawialiśmy o jego doświadczeniu, realizacji celów nakreślonych przez biegaczy i radach Knuta Nystada, które powinno sobie wziąć do serca całe środowisko.

 

Michał Chmielewski: Spała to piękne miejsce na trening.

 

Adam Kwak: Na ten okres idealne. Mamy tu spokój, ciszę i świetne zaplecze treningowe, dające możliwość skorzystania z wielu środków treningowych. Mamy kajaki, ciekawe trasy rowerowe, leśne, stadion lekkoatletyczny, salę, boisko do siatkówki plażowej. Jest się czym bawić. Generalnie pracujemy tutaj nad wytrzymałością tlenową, to jest podstawa, ale robimy teraz rekonesans, szczególnie z nowymi zawodnikami. Są małe i duże zabawy biegowe, treningi skocznościowe... chcemy znaleźć najsłabsze punkty, które wymagać będą szczególnej uwagi tego lata, ale jest i miejsce na przykład na spokojne wdrożenie w nartorolki.

 

Jest gdzie na nich biegać?

 

Tak, są wyłączone z ruchu ciężarowego ścieżki pożarowe, na których jesteśmy bezpieczni. Gdy trzeba inaczej, to staramy się zabezpieczyć miejsce treningu przed ruchem i niemiłymi niespodziankami. Ale ogółem jest bardzo spokojnie.

 

Rzucili Pana na głęboką wodę. Pojawił się strach debiutanta?

 

Zdaję sobie sprawę, że ciąży na mnie duża odpowiedzialność, ale obaw nie mam. Jesteśmy dużą grupą doświadczonych i zaangażowanych ludzi, którzy współpracują, wspierają się i nawzajem sobie radzą, dyskutując zarówno o seniorach, jak też zapleczu młodzieżowym. To duży impuls i zabezpieczenie dla mnie jako debiutanta, bo wiem, że nie zostanę sam z problemami. Jak to mówią, co dwie głowy to nie jedna.

 

Pan się o tę posadę postarał czy została ona zaproponowana?

 

To była propozycja dla mnie. Ja sam nie składałem żadnego CV czy wniosku o przyjęcie na nowe stanowisko.

 

Jest Pan na nie gotowy?

 

Myślę, że tak. W karierze sportowej byłem zawodnikiem wielu trenerów, w tym kilku bardzo dobrych. Jako fizjoterapeuta pomagałem Janowi Klimko, Wiesławowi Cempie czy Januszowi Krężelokowi. Z dwoma pierwszymi także jako zawodnik, z Januszem biegaliśmy natomiast w jednej sztafecie na Uniwersjadzie w Zakopanem. Nie boję się, że będę krytykowany, bo fizjo został nagle trenerem. Stoi za tym wykształcenie. Zrobiłem specjalizację trenerską z Justyną Kowalczyk i Rafałem Węgrzynem i mam wiele doświadczeń zarówno z lat aktywnego uprawiania sportu, jak tych późniejszych. Nie raz było tak, że brałem czynny udział w treningach, pozwalając sobie na uwagi w stronę biegaczy, dyskusję czy omówienie poglądów. Moim atutem jest to, że potrafię robić wiele różnych rzeczy wokół biegów. Orientuję się w sprawach organizacyjnych, w smarowaniu, brałem udział w odprawach trenerskich przed zawodami, znam język angielski... Poradzę sobie.

 

Młodzieżówkę czeka rewolucja?

 

Absolutnie nie. Na pewno z biegiem czasu pojawią się zmiany, ale żaden trener nie podjąłby się od razu odcięcia od tego, co jest, zastępując to całkowicie autorską wizją. A zwłaszcza trener-debiutant. Rozsądek i czucie, inaczej rzadko efekty są korzystne. Mamy zawodników surowych z większymi problemami i lepiej przygotowanych do pracy, u każdego są jakieś braki. I Bogu dzięki, bo jest nad czym pracować i mieć nadzieję na progres.

 

Przykleiliście się do zespołu seniorów. Całe lato spędzicie wspólnie?

 

Do października będziemy pracować razem, bo jedną ekipą pojedziemy do Zakopanego, a dalej do Zieleńca i Estonii. Potem Boży Dar w Czechach, jeszcze Wisła, a następnie znowu Zakopane. Potem będzie różnica, ponieważ z młodszymi zawodnikami odpuszczamy lodowiec, pojedziemy tylko na siedem dni na zasadzie czucia nart. Wcześniej będzie Zieleniec. Ale to plany, one mogą jeszcze ulec zmianie. Mam nadzieję, że obie drużyny zyskają na tym połączeniu.

 

Kto po Dominiku Burym przejmie w młodzieżówce pozycję lidera? Można nie rzucać nazwiskami, ale każdy zespół takiego potrzebuje.

 

Dominik to świetny chłopak z wielkim potencjałem, o czym przekonałem się przez dwa lata współpracy. Nie mam absolutnie poczucia, że go nam zabrali, wręcz cieszę się, że awansował. Tamta grupa była znakomicie zintegrowana, ale po to się pracuje z młodzieżą, żeby robiła postęp i szła dalej. Mi zależy na tym, żeby każdy w nowej ekipie znalazł dla siebie miejsce. Lider wyłoni się sam – czy to wynikowy, czy mentalny lub towarzyski.

 

Miał Pan wpływ na decyzję o obecności w kadrze Andrzeja Pradziada?

 

Składy kadr ustalił zarząd związku.

 

Młodzież też – tak jak seniorzy – wypełniła karteczki z celami treningowymi? Co wpisali?

 

Wszyscy podeszli do sprawy dosyć ambitnie, ale i rozsądnie. Mam nadzieję, że ich oczekiwania uda nam się spełnić poprzez pracę, którą zaplanowaliśmy na najbliższy rok. Oczywiście dla każdego z biegaczy są one inne, czasami będziemy o tym rozmawiali, ewentualnie korygowali. Konkretów jednak nie zdradzę, jeśli chcą, sami o nich opowiedzą.

 

A Pan? Też taką karteczkę wypełnił?

 

Mnie by zadowoliło, żeby udało się wypełnić cele z ich karteczek. Po prostu. Przyjdzie czas rozliczeń, ale czy powinien nadejść już po roku? Czasu na przygotowania jest mało, bo szkolenie narciarza to złożony wieloletni proces. My byśmy chcieli od razu odnosić sukces, a zawodnikom trzeba dać troszkę więcej czasu. Ten sport wymaga cierpliwości zarówno od trenerów, jak i od zawodników. Uważam, że Norwegowie bardzo mądrze rozwiązali problem systemu szkolenia młodzieży, publikując pewnego rodzaju instruktaż opracowany przez trenerów. I 90% trenerów klubowych z niego korzysta.

 

Skąd taka wiedza?

 

Podczas kursokonferencji dla trenerów, którą niedawno tutaj mieliśmy, zajęcia prowadził kierownik kadry Norwegów, Knut Nystad. Pokazał nam ten instruktaż i zdałem sobie sprawę jak wiele nas różni. Tam dzieci na początku bawią się w sport, a nie uprawiają go. Mają grę w hokej na nartorolkach, tory przeszkód. Uczą się równowagi, poznają sprzęt, całą dyscyplinę i co najważniejsze – wszystko odbywa się naturalnie. Trener nie stoi nad zawodnikami, mówiąc im o błędach w technice, ale poprzez odpowiednie dobranie warunków zajęć powoduje, że te eliminują się same.

 

Na przykład?

 

Aby wyeliminować dwupodporowy bieg krokiem z odbicia, wystarczy skorzystać z terenu lekko pochylonego i zacząć biegać w dół. Ale to jeden z wielu niuansów. Marzy mi się, żebyśmy jako środowisko zrozumieli, że wszyscy chcemy dla polskich biegów tego samego. Nie dojdziemy na szczyt, kiedy np. trenerzy klubowi i kadrowi nie zaczną mówić jednym głosem. Stojąc przez kilka lat nieco z boku, zauważyłem, że brakuje nam cierpliwości. Od razu chcielibyśmy, żeby najzdolniejsi zdobywali nagrody, trafiali do reprezentacji. A w sporcie wytrzymałościowym pokora i cierpliwość treningowa jest podstawą sukcesu.

 

Błędy ze szkolenia początkowego niełatwo jest potem wyprostować.

 

To prawda, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Mam szczęście, bo grupa, którą objąłem, to pod względem ambicjonalnym i też pozasportowym fajny, poukładany skład, który – odnoszę wrażenie – wie, do czego dąży. Mamy plan działania, a na jego realizację zapewnione zaplecze. Wierzę, że na takim fundamencie zrobimy coś dobrego i z karteczkowych celów uda się odhaczyć jak najwięcej. Pewnie nie od razu. Jak mądrze radzą nam Norwegowie, biegi narciarskie potrzebują cierpliwości. Pracy i cierpliwości.

 

W Spale rozmawiał Michał Chmielewski