Nie tak miał wyglądać wtorkowy występ reprezentantów Polski w biegach interwałowych techniką klasyczną, które rozegrano w ramach tegorocznych mistrzostw świata juniorów. Wśród mężczyzn najwyżej z biało-czerwonych sklasyfikowano Mateusza Haratyka, który jednak zajął dopiero czterdziestą ósmą lokatę.
Nasz junior nie kryje rozczarowania po swoim starcie – Zdecydowanie wypadłem poniżej oczekiwań. Ten bieg mogę podsumować jednym słowem – „masakra!”. Od początku biegu czułem, że na pewno nie jestem dobrze dysponowany. Do tego doszła potworna kolka wątrobowa, która nie dawała mi żadnych szans, aby chociaż się wyprostować przy pchaniu. Najchętniej zszedłbym z trasy, ale to byłoby jeszcze gorsze, niż uzyskanie tego słabego wyniku. Nie ukrywam, że jest mi wstyd za moja postawę – mówi mocno rozczarowany Mateusz.
Haratyk musi teraz zresetować głowę przed startem w biegu łączonym. Czy da radę zapomnieć o tym fatalnym występie? – Myślę, że nie będzie z tym problemu. W czwartek jest nowy dzień i nowa walka. Będę dwa razy bardziej zmotywowany. Muszę się odkuć – zapowiada Polak.
Nasz junior jest pod wrażeniem poziomu zawodów. – Tempo było niesamowite. Norwegowie i Rosjanie to zupełnie inna liga, ale wiem, że stać mnie było na miejsce w okolicach czołowej „15”. Jeśli chodzi o pogodę, to biegłem bez żadnej bielizny termoaktywnej i bez czapki, rano było ponad minus 10 stopni Celsjusza – relacjonuje Haratyk.
Z Mateuszem Haratykiem rozmawiał Maciej Mikołajczyk