"Wszystko zostało w rodzinie" - tak Sebastian Parfjanowicz zatytułował swój tekst na stronie sport.tvp.pl. Tyczyło się to głównie występu Michała Wiśniewskiego, który śpiewał podczas polskich konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich. Ów słynny wokalista jest teraz związany z córka Apoloniusza Tajnera. Czy to jednak główny problem?


Oczywiście, że nie. Media i ludzie zainteresowali się tą sprawą, bo wydarzyło się to podczas skoków narciarskich, które są w naszym kraju bardzo popularne. To samo tyczy się reklamy Telewizji Rolniczej (TVR), która transmitowała ślub Michała Wiśniewskiego i Dominiki Tajner. Reklamę tej stacji miał na swojej czapce Apoloniusz Tajner. Czy można tu uznać za jakieś wielce nietaktowne zachowanie? Raczej nie. Jeśli statut związku tego nie zabrania i nie są reklamowane treści niezgodne z prawem, to w czym jest problem? Business is buiness. Może jest to trochę "mało smaczne", jak to ujął Sebastian Parfjanowicz, ale nic więcej. Michał Wiśniewski w latach swojej świetności był w Polsce bardzo popularnym artystą, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Były więc podstawy ku temu, aby na imprezie masowej zaśpiewał dla szerszej publiczności. Może jego lata świetniści minęły, ale nie był to wybór z kosmosu. Podczas wielu gal bokserskich widziałem, a właściwie to słyszałem wiele gorszych wyborów.

Dlaczego redaktor Parfjanowicz nie zwrócił uwagi na osobę Jakuba Michalczuka? Siostrzeniec Apoloniusza Tajnera od sezonu 2007/2008 prowadzi kadrę polskich kombinatorów. Po bardzo słabych wynikach w sezonie 2011/2012 nie został z kadry wyrzucony, a zdegradowany na ciepłą funkcję asystenta trenera. Teraz formalnie za wyniki odpowiada nowy szkoleniowiec Jan Klimko, a Jakub Michalczuk już nie musi się o nic martwić, bo nie na niem spoczywa odpowiedzialność na wyniki. Jakie doświadczenie miał siostrzeniec Apoloniusza Tajnera w prowadzeniu dwuboistów przed objęciem drużyny? Czy praca w roli fizjoterapeuty i rok działalności w roli asystenta kadry B w skokach, to wystarczający argument do objęcia kadry narodowej w kombinacji norweskiej? Czy wyniki w sezonie 10/11 i 11/12 pozwalały sądzic, że Jakub Michalczuk nie popełnił większych błędów szkoleniowych? Chyba nikt poza prezesem tak nie uważał, a teraz widzimy gdzie znalazła się polska kombinacja po latach rządów Jakuba Michalczuka.

Cofnijmy się jeszcze do 2011 roku, kiedy to już z polskimi juniorami zaczynało dziać się coś niedobrego. Wówczas podczas pierwszego konkursu Puchar Kontynentalnego w Szczyrku Paweł Słowiok był 10., Andrzej Zarycki 11, a Adam Cieślar 15. Co więcej, gdyby nie żenujący błąd organizatorów i pomylenie ilości okrążeń (zawodnicy musieli biec 12,5 km), to wyniki wyglądały by mniej więcej tak: Paweł Słowiok 8., Adam Cieślar 10., Andrzej Zarycki i Tomasz Pochwała w okolicach piętnastego miejsca, a Andrzej Gąsienica w trzydziestce. Minęły dwa lata i gdzie znajduje się teraz polska kombinacja? Wszyscy doskonale widzimy gdzie i z czyjej winy jesteśmy... Czy uda się to jeszcze uratować? Z takim podejściem na pewno nie.

Prezes zamiast opowiadać bajki o "niespodziance" polskich kombinatorów w Soczi i "wzorowo prowadzonej grupie" powinien wreszcie podjąć jakieś radykalne decyzje i spojrzeć prawdzie w oczy, bo jest bliski zmarnowania świetnego pokolenia polskich kombinatorów. Podobnie wygląda to zresztą w biegach narciarskich. Wyniki z Mistrzostw Świata Juniorów 2010 pokazują, że nasi zawodnicy, to nie są kombinatorzy z ulicy. Rywalizowali wówczas jak równy z równym, a czasem nawet pokonywali takich zawodników jak: Jelenko, Morweiser, Rydzek, Riessle, Wendel, Guy, Faisst, Y.Watabe, Seidl, Bauer, Berlot, G.Storlien, T.Fletcher. Chyba dosyć znane nazwiska. Czyż nie? Można by wymieniać jeszcze dłużej, ale co to da...

Konrad Rakowski