przygoda

Szybkie, spontaniczne akcje są dla mnie nieocenione... Przyjechali do Jakuszyc moi serdeczni znajomi, Ula i Waldek. Przy rozmowie napiliśmy się magicznej cytrynówki i jej wpływ zdecydował, że na drugi dzień wyjechałem z nimi do austriackiego Ramsau na biegówki.

U nas było ulewnie i nieprzyjemnie zimno i tak nie zrobiłbym nic pożytecznego w tym czasie, więc z łatwością dałem się namówić.
Tym bardziej, że miałem okazję skorzystać ze szkolenia niskiego, ale wielkiego i utytułowanego biegacza narciarskiego.
Jechaliśmy dość długo, bo przez całą drogę lał obfity deszcz. Kiedy dotarliśmy na miejsce była już późna noc i nie było nic widać. Poczułem ogromną radość, kiedy ujrzałem śnieg obok parkingu. Zrobiłem kulkę i od razu ją zjadłem. Smakowała jak wyborny świeżospadły śnieg.
Trochę zmarznięci rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać.
Kiedy obudziłem się rano, za oknem było jeszcze pochmurnie, ale pomiędzy chmurami przebijały się magiczne ośnieżone Alpy. Stałem tak przez dłuższy czas wpatrzony w oszałamiający dla mnie widok i nie mogłem przestać się uśmiechać.
Kiedy doszedłem do siebie popędziłem na umówione wspólne śniadanie.
Zjedliśmy śniadanie, sporządzone przez Ulę - Smakulę. O tym Śniadaniu Mistrzów, mam nadzieję, jeszcze usłyszycie, a może nawet będziecie mogli spróbować i doświadczyć jego niewiarygodnych właściwości i efektów...
Po śniadaniu zjawił się u nas Christian Hoffmann, który przybiegł do nas na nogach w ramach treningu. Tak tak, to ten Hoffmann, o którym część z Was myśli: Mistrz olimpijski z 2002 roku z Salt Lake City na 30 km. Niziutki, skromny, pogodny i przesympatyczny Austriak o łagodnym usposobieniu. Posiedzieliśmy jakiś czas rozmawiając i umówiliśmy się na popołudniowy trening na nartorolkach.

 

 

Trening na nartorolkach

Przyjechaliśmy na miejsce przed Christianem. Szybciutko przebraliśmy się i ruszyliśmy na rolkostradę w Ramsau. Moje pierwsze wrażenie? RAJ NA ZIEMI....
Na tle pięknej wiosennej zieleni, nad którą piętrzyły się olbrzymie piękne i magiczne ośnieżone góry skaliste. Dachstein, lodowiec na którym w noc spadło ponad metr śniegu uśmiechał się do mnie, a ja do niego... Po tak obfitym opadzie ratraki miały mnóstwo pracy z ubijaniem tras biegowych i stoków narciarskich. Trening na lodowcu zaplanowaliśmy na kolejny dzień.
Po niedługiej chwili przyjechał Christian i zaczeliśmy szkolenie na nartorolkach stylem łyżwowym. Christian, Waldek i ja jeździliśmy na nartorolkach, a Ula robiła zdjęcia i kręciła filmy. Pojeździliśmy tak sobie ok pół godziny. Christian nas poobserwował i później przekazał swoje uwagi, wiedzę i doświadczenie. Bezcenne wskazówki, których nie uzyskałbym nigdzie indziej...
Przejechaliśmy wszystkie słynne pętle w Ramsau. Są dość wymagające, ale bez większych problemów udało mi się je pokonać. Christian mówił, że o tej porze roku jest tu pusto, ale latem panuje tu taki tłok, że lepiej trenować na ulicach.
Po około 3 godzinach wspólnego treningu rozstaliśmy się z Christianem i wróciliśmy na nartorolkach do pensjonatu.
Wracając, wciąż miałem przed sobą zapierający dech w piersiach widok wielkich śnieżnych szczytów, na których jutro planowaliśmy pobiegać na nartach.
Po treningu zjedliśmy fantastycznego pstrąga z doskonałym regionalnym piwem w restauracji "Kamin Stub'n". Polecam z czystym sumieniem! Doskonałe jedzenie, wystrój i atmosfera, a widok oszałamiający.
Wieczór spędziliśmy na opowieściach, rozmowach i analizowaniu naszych technik, starając się zapamiętać każdą cenną uwagę Christiana.
Jutro trening na nartach na lodowcu, nie mogę się doczekać!