inski

O trenażerze INSKI mówi się w światku biegaczy narciarskich od ponad dwóch lat, jednak do niedawna przypominał Yeti, tzn każdy wie o co/kogo chodzi jednak nikt nigdy nie widział. Na szczęście po ponad dwóch latach czekania jest. Otrzymaliśmy próbną partię początkiem maja i testowaliśmy chcąc się przekonać jak działa.

 

Dlaczego testy zajęły nam ponad dwa miesiące?

Łatwo nie było. Trenażer, który przychodzi w niewielkim kartonie najpierw należy zmontować, co dla doświadczonych skręcaczy mebli z Ikei nie jest żadnym wyzwaniem, jednak należy zrwacać baczną uwagę na kolejność i odpowiednie ułożenie elementów przed skręceniem. Dużym wyzwaniem jest oderwanie magnesu od koła zamachowego (przychodzi "przyklejony) do niego, jednak trochę siły i jest.

 

Urządzenie jest przeznaczone do montażu na framudze/ościeżnicy standartowych drzwi o maksymalnej szerokości 84 cm i szerokości framugi do 24 cm. Jeżeli ktoś ma grube mury to może się nie zmieścić.

Dodajmy, że na drzwi nakłada się go prostu, nie potrzebujemy żadnych mocowań, wkrętów itp.

Dlaczego testy tyle trwały? Ponieważ na drzwiach sprawdziliśmy od razu, byliśmy ciekawi jak zadziała w innych miejscach. Okazało się, że montaż przy odrobinie wyobraźni jest możliwy praktycznie w każdym miejscu, u mnie np jest przymocowany do belki drewnianej o wymiarach 10x10cm zwykłą trytytką :) i od miesiąca działa bez zarzutu. Czyli ogranicza Was tylko wyobraźnia.

 

 

inski

 Inski zamontowany na standartowych drzwiach

 

Magnes, dzięki któremu reguluje się opór urządzenia daje takie opory, że przy ustawieniu maksymalnym ciężko ruszyć z miejsca. Dodajmy, że linki są wyposażone w narciarskie rączki z pętlami co jest super rozwiązaniem.

 

Plusem trenażera INSKI jest także cena, zapłacicie za niego około 1 tysiąca złotych mniej niż za podobne urządzenia dostępne na naszym rynku.

 

Więcej zdjęć i FILM znajdziecie na naszym oficjalnym sklepie www.bieginarciarskie.com.pl  >>TUTAJ<<

 

W razie pytań chętnie odpowiemy

Kuba Cieślar