Szczyrk

Staranie beskidzkich działaczy opłaciło się. 20 stycznia 2016 roku Szczyrk – jako trzecie miasto w Polsce – będzie gospodarzem Pucharu Świata w skokach narciarskich.

 

Skalite będzie najprawdopodobniej jedyną skocznią normalną w całym cyklu, a smaku sprawie doda fakt, że zawodnicy pojawią się na niej zaledwie trzy dni po Mistrzostwach Świata w... lotach. Prawdą jest, że nie trzeba wiele czasu, by przestawić się na obiekt o dwa razy mniejszy, ale nie każdy może z tym zdążyć. Wyniki z pewnością będą więc interesujące. Zważywszy na fakt, że profil skoczni jest jednym z trudniejszych na świecie, można być dobrej myśli co do występu znających go doskonale biało-czerwonych. Tyle gdybania.

 

Beskidzcy działacze o drugi konkurs w regionie prosili FIS od 2013 roku. Pierwsze rozmowy odbyły się po pucharowym debiucie Wisły i dotyczyły rozszerzenia oferty rodzinnego miasta Adama Małysza. Na to jednak federacja nie przystała. I zaproponowała Szczyrk, który zdał egzamin jako gospodarz Letniej Grand Prix w 2011 roku. Wtedy to Skalite była areną jednego z czterech konkursów serii Lotos Poland Tour, która miała na stałe zagościć w kalendarzu igelitowych zmagań.

 

- Rozmawiałem w Planicy z trenerami, z Walterem Hoferem i raczej zapewniali nas, że do Polski przyjadą w najsilniejszych składach. To są zawodowcy i, nie oszukujmy się, jeden start jest dla nich dużym zastrzykiem gotówki i punktów do klasyfikacji. Nikt bez powodu nie zrezygnuje – powiedział Andrzej Wąsowicz, wiceprezes PZN. I dodał, że skoczkowie w naszym kraju czują się jak gwiazdy. Lubią naszą kuchnię, atmosferę na trybunach i... dziewczyny. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Kolejnym argumentem za przyjazdem czołówki już na konkurs w Szczyrku jest fakt, że w sezonie 2015/16 nie zaplanowano oprócz MŚwL żadnej dużej imprezy.

 

Taką można by zorganizować w Polsce. Trochę sztucznie, trochę wbrew tradycji, ale na pewno nie wbrew kieszeniom zawodników. Trzeba to tylko dogadać z FIS, a takie rozmowy – jak przyznał Wąsowicz – były już wstępnie prowadzone. Rzecz tyczy się osobnej klasyfikacji, którą warto byłoby objąć konkursy w naszych górach. Podobny format, również na trzech obiektach, stosowano w latach 1951-1992 na skoczniach w Sankt Moritz, Gstaad i Engelbergu. Nazywało się to Turniejem Szwajcarskim, starszym o dwa lata od sławnego Turnieju Czterech Skoczni. Dlaczego więc nie przenieść idei na polski grunt? Takie rozwiązanie byłoby nie tylko dodatkowym argumentem dla światowej czołówki. Zawody zyskałyby dodatkową rangę, a polskie miasta odwiedziłoby więcej kibiców i dziennikarzy, co pozytywnie wpłynęłoby na wizerunek miast-gospodarzy. O Polsce po prostu by mówiono. Wspomniany Lotos Poland Tour udowodnił, że jesteśmy w stanie sprostać wyzwaniu. Pytanie tylko czy chcemy?

 

Michał Chmielewski

Tekst pochodzi z autorskiego bloga chmielewski.blog.pl