kuettel

Mistrz świata z 2009 roku jest w Falun ekspertem ds. skoków w szwajcarskiej telewizji. Sympatyczny skoczek, dzięki polskiej żonie, coraz lepiej rozumie nasz język. - Posługuję się nim codziennie – mówi narciarz i opowiada o życiu na sportowej emeryturze.

 

Michał Chmielewski: (po polsku) Miło cię znów widzieć.

 

Andreas Kuettel: Dziękuję, ja też cieszę się, że tutaj jestem. Ale boję się, że coś przekręcę, więc pozwól, że będę mówił po angielsku.

 

Żona nie zmusza do nauki polskiego?

 

Haha, nie, ale i tak codziennie słyszę ten język w domu, bo żona rozmawia po polsku z naszym synem. Dużo rozumiem, ale w mówieniu jestem jeszcze bardzo kiepski i nie najlepiej idzie mi nauka.

 

Skoki dalej działają jak magnes?

 

Nie jestem od nich uzależniony, jak było to w przypadku kariery zawodniczej. Przyjechałem do Szwecji na zaproszenie jednej ze szwajcarskich telewizji i nie mogłem odmówić pracy, w której trochę sobie porozmawiam przed kamerą, a poza tym mogę spokojnie obejrzeć konkursy, być blisko ludzi, z którymi kiedyś przecież tak wiele mnie łączyło. To super sprawa.

 

Długo nie pojawiałeś się pod skocznią. Kiedy ostatnio?

 

Mieszkając na co dzień w Danii nie jestem w stanie co chwilę gdzieś jeździć i śledzić rywalizacji na żywo. Ale jestem na bieżąco z wynikami i nowinkami, to chyba już uzależnienie, ale nie zamierzam na pewno z nim walczyć. Na żywo ostatni raz byłem dwa lata temu w Val di Fiemme.

 

Też jako ekspert?

 

Zgadza się. Ale przyznam się, że każdego lata, tego ostatniego też, jestem na skoczni swojego imienia w Einsiedeln. A tam pokusa wjechania na górę i skoczenia jest na tyle silna, że z uśmiechem na twarzy się jej poddaję. Ale nie chciałbym już brać udziału w konkursach i w tym całym zamieszaniu. Robię to tylko hobbystycznie.

 

Naprawdę będąc tutaj nie masz ochoty skoczyć znów na mistrzostwach?

 

Coś w tym jest, że wspomnienia wracają. Patrząc na wjeżdżającą na górę flagę zwycięzcy przypominam sobie Liberec i to, jak to dla mnie wjeżdżała flaga Szwajcarii. Jest sentyment, ale to bardziej spostrzeżenia osoby stojącej już poza tym, z boku.

 

Nie chciałbyś kiedyś wejść z powrotem w środowisko w jakiejś innej roli?

 

Mógłbym być trenerem, działaczem, pewnie jakimś doradcą, ale nie wiem na pewno, czy tego chcę. Po tylu latach spędzonych na karuzeli Pucharu Świata człowiek chce się zdystansować, odpocząć w jakiś sposób od tego całego zamieszania. Do końca życia będę w sporcie, ale wolę chyba, żeby było to moim hobby, nie pracą.

 

Więc czym były mistrz świata zajmuje się na co dzień?

 

Piszę doktorat! Porównuję systemy szkolenia sportowców w Danii, Szwajcarii i Polsce, badam zaplecze, które mają czołowi zawodnicy z różnych dyscyplin. W związku z tym dużo podróżuję, rozmawiam, telefonuję, spotykam się z urzędnikami, ministrami... W samej Polsce przepytałem już ponad stu sportowców. Ale lubię to, zaangażowałem się. Muszę powiedzieć, że lubię swoje nowe życie.

 

W Falun rozmawiał Michał Chmielewski