Cienciała

Skoki narciarskie to sport, który wymaga olbrzymich umiejętności i lat ciężkiego treningu. Skoczkowie kojarzą się z niesamowicie wysportowanymi ludźmi, zmagającymi się z obiektami pozwalającymi na przekraczanie nawet 250 metrów. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy zawodnik doświadczenia ma niewiele, choć na skoczniach spędził całe swoje życie. Kto? Najmłodszy skoczek narciarski w Polsce, sześcioletni Tymek Cienciała z klubu WSS w Wiśle.

 

Pierwsze skoki pod bacznym okiem trenerów oddawał mając cztery lata, niewiele później pozwolono mu skakać na skoczni w Szczyrku Skalite, o punkcie konstrukcyjnym usytuowanym na 70 metrze. O tym, kiedy w "Mymciu" narodziła się pasja do skoków i dlaczego rodzice tak bardzo wspierają syna, rozmawiałem z Andrzejem Cienciałą, ojcem Tymka, oraz samym zainteresowanym.

 

Piotr Majchrzak: Panie Andrzeju, skąd wziął się pomysł na to, by Tymek w tak młodym wieku ruszył na skocznię?

Andrzej Cienciała: Odpowiedz jest bardzo prosta. Jak Tymek miał 6 miesięcy, już wtedy spędzał mnóstwo czasu na wyciągu. Ja prowadziłem wtedy szkółkę narciarska i siłą rzeczy spędzaliśmy dużo czasu na dworze. Często zdarzało się, że woziłem syna na rękach przez pół godziny, a potem wracał do wózeczka. Niedługo potem, bo jak miał półtora roku, stanął na pierwszych własnych nartach, a rok później już swobodnie radził sobie na wyciągach. Sport zawsze był istotny w naszym życiu, żona jest byłą judoczką, ja z kolei byłym narciarzem, więc można powiedzieć, że jesteśmy nieco zakręceni na tym punkcie. Co do Tymka, wszystko odbywało się oczywiście na zdrowych zasadach, do niczego go nigdy nie zmuszaliśmy. Prawda jest taka, że jak gdyby ktoś przyprowadził mi tak małe dziecko do nauki to bym odmówił, bo są jakieś granice… Natomiast u Mymcia było to bardzo naturalne, można powiedzieć, że u niego szło to jak z automatu. Jego zawsze cieszyła możliwość jeżdżenia na nartach, choćby nawet na rękach. Zresztą to jest, mogę tak to ująć, dziecko ze "zdrowego chowu", zawsze na świeżym powietrzu, zawsze na nogach… To jest nasze czwarte dziecko, więc raczej doświadczenie w tym aspekcie mamy. Co do samej jazdy na nartach, w pewnym momencie syn zaczął sobie radzić za dobrze jak na swój wiek i postanowiłem lekko go przytemperować. Pojechaliśmy na skocznie do Łabajowa, jednak trener (Wojciech Tajner - przyp. red) nieco obawiał się o jego skoki twierdząc, że ma jeszcze czas. To jednak nie zraziło Tymka, który po przedszkolu, zawsze ciągnął mnie na skocznie. W efekcie, tydzień później syn już skakał…

 

Trenerzy coś w nim zobaczyli?

Dokładnie tak, zorientowali się, że coś w sobie jednak ma, a jego skoki są bardzo dynamiczne i co ważne stabilne jak na ten wiek. Tymek jest bardzo ułożonym chłopcem, nie ma w nim szaleństwa. Potrafi przełożyć słowa trenera na swoje skoki. Raczej nie popełnia błędów, które mogą wpłynąć na jego skoki. No może z wyjątkiem błędu polegającego na naśladowaniu Piotra Żyły na rozbiegu… Właśnie to odbiło się na jego skokach w niedawnym Lotos Cupie, bo jeden skok zepsuł. Mogę jednak powiedzieć, że jest niesamowicie stabilny, przez co trenerzy pozwalali mu skakać na coraz większych skoczniach, przez "czterdziestkę", po "siedemdziesiątkę" w Szczyrku oraz "sześćdziesiątce" w Bad Freienwalde. Syn jest również pod okiem Jana Szturca, a to nazwisko w świecie skoków mówi samo za siebie. Jan Szturc jest osobą bardzo otwartą, która cale życie spędziła w skokach, on wie co w danej chwili wolno, a co może okazać się mniej bezpieczne. Wojtek Tajner, główny trener Tymka, jest raczej osobą trzymającą większy dystans, ale to również jest przydatne w wielu przypadkach, bo nie pozwala wejść sobie na głowę, a nie ma nic gorszego od niespełnionych ambicji rodziców…

 

Gdzie trenujecie? W Polsce jest problem z małymi skoczniami dla początkujących dzieci.

W tym roku otwarty zostanie świetny obiekt z czterema skoczniami w Wiśle Centrum, ale do tej pory bardzo często jeździłem z Tymkiem do Czech, na skocznie we Frenstacie, Rożnowie, czy Kozłowicach. Natomiast w Polsce mieliśmy skocznie w Gilowicach i Bystrej. Jednak ubiegłysezon letni był przełomowy, bo tak można nazwać skoki 6 latka na kompleksie Skalite. Ja nie zdawałem sobie nawet z tego sprawy, bo myślałem, że Tymek będzie tylko zjeżdżał spod progu, a po trzech tygodniach on już skakał z najwyższej belki. To jest właśnie efekt tej stabilności i tu muszę przyznać, że ma to po mamie… On również wyznacza sobie cele, do których dąży z całych sił. Często zdarzało się bowiem tak, że skoczkowie podczas treningu oddawali po 8 prób, a Tymek brocząc w śniegu wchodził na skocznie Witek w Łabajowie o 10 razy więcej. To jest taki charakter. Często zdarza się, że idę ze swoją grupą Nordic Walking w góry, a Tymek idzie z nami i bez problemu pokonuje 25 kilometrów, w dodatku z uśmiechem na ustach, bez żadnego jęczenia. Dlatego jest maskotką wszystkich.

 

A jak w tym wszystkim wygląda szkoła? Teraz pojawiło się więcej obowiązków.

Bardzo dobrze… Treningi zawsze po szkole, średnio 3 razy w tygodniu. Czasem zdarza się, że pojawiają się jakieś zgrupowania i wtedy treningi są dwa razy w ciągu dnia… Ale niech sobie pan wyobrazi, że często w czasie obiadu między treningami syn sam prosi mnie by iść się z nim pobawić w "skoki"… Wracając do tematu szkoły, mamy ten przywilej, że wychowawcą syna jest Małgorzata Szturc, żona Jana Szturca. Nie ma co ukrywać, że wpływa to korzystnie na jego edukacje, bo Małgosia jest świetną nauczycielką, a czasami potrafi też lepiej spojrzeć na jakieś nieobecności Tymka, zresztą ona wychodzi z założenia, że jeśli dziecko jest dobre w sporcie, będzie też odnosiło sukcesy w szkole. Tymek bardzo dobrze się uczy, wygrywał nawet konkursy recytatorskie… Także ten ogólny rozwój jest mu zapewniony.

 

A jak ze stroną psychologiczną. Nie jest to dla niego zbyt duże obciążenie?

Nie ma najmniejszego problemu. Jest to związane również z tym, że niema na niego żadnego nacisku, czy parcia z naszej strony. Bardzo dobrze to widać też w sytuacjach, gdy syn stoi na podium, a bardziej niż z jakiegoś pucharu cieszy się z przykładowego samochodziku, który dostał w prezencie. To jest takie dziecięce, spokojne. Oczywiście bardzo się cieszy, gdy wygrywa, bo robi to często, ale gdy zdarza się, że z tego pudła spada, to nie ma wielkiego smutku.

 

Dążę do tego, czy nie boi się pan, że z Tymkiem może być podobnie jak z Klimkiem Murańką? Tam również szybko pojawił się duży szum i wydaję się, że teraz Klemens nieco za to pokutuje.

Musze powiedzieć, że rozmawiałem z Klimkiem na ten temat jak z perspektywy czasu widzi to wielkie zamieszanie, jakie wokół niego wybuchło kilka ładnych lat temu. Odpowiedział, że właściwie nie miał z tym żadnego problemu, aczkolwiek rodzice muszą pamiętać, by zbytnio nie przesadzili z tym nakłanianiem do skoków, nie przesadzili, bo motywacja jest również bardzo ważna. Z drugiej strony jednak, Klimek zaczynał mając 7 lat i nie ma co ukrywać, że w tym wieku dzieci już dostrzegają te "flesze", które powoli się pokazują i to często okazuje się bardzo obciążające. Natomiast Tymek nawet nie zauważa, że dziesiątki ludzi podbiegają by wziąć od niego autograf czy zrobić sobie zdjęcie. Dla niego jest to tylko super zabawa, nie ma jeszcze czegoś takiego jak sława, po prostu świetnie się bawi.

 

Jak wygląda sytuacja finansowa na tym poziomie? Otrzymujecie jakieś wsparcie?

Tutaj należy to rozgraniczyć… Uważam, że organizacja i wspieranie sportów typu skoki, jest świetnie zorganizowane, ale na tym już najwyższym szczeblu poczynając od kadry juniorów. Niestety to, co jest poniżej jest zostawione samo sobie… Nie ma żadnego wsparcia. Kluby są biedne, z drugiej strony u małych dzieci jest bardzo ciężko zdobyć sprzęt, bo te najmniejsze narty produkowane są tylko przez fluege.de, co za tym idzie, nie ma sprzętu używanego… Obliczyłem, że dla takiego małego dziecka cały ekwipunek i wyjazdy to wydatek wielu tysięcy na rok… W zeszłym sezonie udało mi się również dzięki Piotrkowi Żyle nawiązać współpracę z Grupą Azoty, która dołożyła się do zakupu nart… Teraz mamy także kolejne udogodnienie, bo Tymek może jeździć z klubem, przez co odchodzą kolejne koszty… Nie zmienia to jednak faktu, że na sprzęt nie ma pieniędzy, przez co marnuje się spora grupa talentów. Sport jest niestety drogą inwestycją. Cały czas poszukujemy nowego sponsora, bo syn wyrósł z poprzedniego sprzętu, niestety to jest ciągle duży problem. Wobec tego często dochodzi do takich absurdów, że dzieci skaczą na sprzęcie, które pamiętam jeszcze z moich czasów skoków, a jak narty są za długie, to po prostu z tyłu się je ucina. Nie ma alternatywy, ale jest to bardzo niebezpieczne, deski nie są odpowiednio wyważone, co może prowadzić do bardzo złych sytuacji i nawyków.

 

 

Na koniec trzeba oddać głos najmłodszemu skoczkowi w naszym kraju:

 

Tymek, lubisz skakać na nartach

Tak, bardzo lubię skakać. Uwielbiam, mógłbym to robić ciągle.

 

Kto jest Twoim idolem, słyszałem, że Piotr Żyła.

-Tak, ale nie tylko. Bardzo lubię też Kamila Stocha.

 

Jakie masz marzenia związane ze skokami?

Chciałbym dużo wygrywać i skakać daleko na 208,5 metra <śmiech taty>

 

 


Fan page Tymka Cienciały dostępny jest TUTAJ

 

Piotr Majchrzak

fot. facebook.com/TymekCienciala