Srednia_Krokiew_styczen_2016_Kasia_Nowak

Przy okazji mojego „żenującego paszkwilu” o stanie polskich biegów, jak to mój kontrowersyjny tekst ładnie nazwał jeden z czytelników na Facebookowym Fanpage’u Skipola, niczym diabeł z pudełka wyskoczył wdzięczny, wszystkim znany i lubiany temat skoków narciarskich. Sportu, który w polskim marazmie i bezrybiu dyscyplin zimowych staje się urokliwą krainą mlekiem i miodem płynącą. Ale czy czasem to mleko nie jakieś kwaśne, a miód nie sztuczny?

 

Czekamy na konkursy skoków narciarskich niczym na pierwszy dzień upragnionych wakacji, a do Wisły i Zakopanego gnamy prawdziwymi tłumami. Nastolatki piszczą na skoczni tak, że co wrażliwsi wolą zostać w domu i obejrzeć zawody w świętym spokoju i przed telewizorem. Rywale dwoją się i troją, jak tu zepchnąć z podium „złotą biało-czerwoną czwórkę”, ale pomysłów jak nie było, tak nie ma. Prawie już wieszamy na szyjach Polaków olimpijskie medale, no bo jakże mogliby ich w Korei nie zdobyć?

 

Czy w przyszłości też zobaczymy tylu kibiców na Wielkiej Krokwi?

 

I faktycznie brak medalu w PyeongChang mógłby być nie lada zaskoczeniem, bo w końcu skoczkowie nie tylko mówią, na co ich stać, ale także to samo pokazują na skoczni. Pytanie tylko, ile jeszcze będziemy tkwili w teraźniejszości, zamiast przypomnieć sobie, że ani Kamil Stoch, ani Piotr Żyła, ani Maciej Kot, Dawid Kubacki czy Stefan Hula, nie są wiecznymi maszynami, którym można naładować baterie od nowa i zaprogramować na zdobywanie kolejnych medali, śrubując możliwości wciąż i wciąż. A choć lubimy o tym zapominać i udawać niewidomych, na zapleczu kadry A nie jest dobrze.

 

Liczby są zatrważające, a skoczków w Polsce coraz mniej. W październiku 2016 roku w Mistrzostwach Polski wzięło udział 36 (!) zawodników., a część z nich to kombinatorzy norwescy. W grudniu 2016 w tych samych MP, tyle że w Zakopanem, 35, a 36. to Kamil Stoch, który wówczas nie wystartował ze względu na chorobę. A przecież nawet ja, która pierwsze sukcesy Małysza kojarzy raczej z filmów na Youtubie niż z telewizji, pamiętam czasy i konkursy, w których w MP potrzebne były kwalifikacje! Dziś jest to nie do pomyślenia, a liczba chętnych wciąż spada. W tym samym roku, tyle że u jego progu, w zawodach Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w ogóle nie przeprowadzono konkursu w kategorii Junior A ze względu na… brak chętnych zawodników. Za to zeszłoroczny Letni Memoriał Olimpijczyków w Szczyrku liczbowo wygląda równie niewesoło. Kategoria Junior B – 13 skoczków, kategoria Junior C – lepiej – 19, ale po pierwsze, to i tak niewiele, a po drugie, wiadomo, że  im młodsi zawodnicy, tym ich więcej, bo jeszcze się nie wykruszyli i nie zrezygnowali. Kategoria OPEN to z kolei 34 skoczków, acz nie wystąpiła ta najlepsza i najbardziej utytułowana część. A kilkudziesięciu skoczków na kategorię wiekową w zawodach LOTOS Cup to też nie żaden wyczyn, bowiem bądźmy szczerzy, ilu z nich pozostanie wytrwałym do wieku seniora? Ilu z nich, wskutek braku pieniędzy, w końcu rzuci narty w kąt? 

 

 

Zatrudniony dla poprawienia atmosfery i wzięcia kadry B „w obroty” Radek Zidek nie spełnił swojej roli. Nie tupnął nogą i tak kadra B nieco się odchudziła. Krzysiek Biegun, dla którego zwycięstwo odniesione 4 lata temu w Klingenthal, staje się chyba powoli przekleństwem, wsiadł w auto i pojechał w Europę zarabiać na życie. Bartek Kłusek sam zrezygnował, a Andrzeja Stękałę, tego samego, który jeszcze w słabym sezonie 2015/16 bronił honoru polskich skoków w PŚ, też od szkolenia centralnego odsunięto. Jednym słowem, jak nam się nasza złota czwórka, dajmy na to, rozchoruje, to nie mamy kim jej zastąpić. Jakby być szczerym, to Klemensowi Murańce medialny szum wokół jego osoby za młodu raczej zaszkodził, niż pomógł. Zakopiańczyk przebłyski formy miał tylko latem, i to raczej w Pucharze Kontynentalnym, a jak wiadomo, wszyscy skoczkowie powtarzają, że drugi liga ma z pierwszą niewiele wspólnego. I oczywiście, są juniorzy, ale dziś dobre wyniki dają im stypendium sportowe, a co będzie, gdy znów wejdą w wieku 20-letni i przyjdzie wybrać: skoki czy praca i pieniądze na życie?

 

Dzieci może i jeszcze trochę poskaczą, zachęcone sukcesami i typowo młodzieńczym zapałem, chociaż działającego wyciągu na kompleksie Średniej Krokwi mogą prędko nie uświadczyć. I o ile w Wiśle jest na czym skakać, to o Tatrach, które powinny być mekką polskiego narciarstwa, szkoda gadać. Wspomniany kompleks do remontu nadaje się od lat, prosi się o nowe skocznie tu i tam, na co zwrócił ostatnio na  uwagę na Twitterze minister sportu Witold Bańka, podchodząc mocno sceptycznie do pomysłu skoków na stadionie, a za to podkreślając stan mniejszych skoczni. Ale przecież po co myśleć o przyszłości i obiektach dla dzieci z prawdziwego zdarzenia, choćby takich, jakie mają Słoweńcy, skoro można pomyśleć o Pucharze Świata na Narodowym, wydać wielkie pieniądze i ewentualnie cieszyć się uznaniem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej... I tylko być może niewykorzystanych sukcesów będzie nam z czasem trochę żal.

 

Tekst i zdjęcia: Kasia Nowak

PS. Jak ktoś jeszcze nie czytał, to "paszkwił" na dole, w powiązanym wpisie