- Coś się skończyło, a coś się zacznie – napisał na Facebooku były komandor Biegu Piastów Dariusz Serafin o sprzedaży Polany Jakuszyckiej marszałkowskiej spółce Dolnośląski Park Innowacji i Nauki. Stowarzyszenie tą transakcją rzuciło na szalę wszystko co miało. I pozostaje mu tylko ufać.
Nie będzie przesadą powiedzenie, że w polskich biegach narciarskich skończyła się w poniedziałek wielka era. Era charakterystycznej czapeczki Juliana Gozdowskiego, era samych znajomych na Polanie Jakuszyckiej, era królestwa jednej organizacji, era przeuroczej infrastrukturalnej prowizorki, na którą od lat godziliśmy się trochę ze względu na sentyment, trochę przez sympatię do Biegu Piastów i Gór Izerskich oraz trochę dlatego, że nigdzie w Polsce lepiej nie było.
W poniedziałek 5 września 2016 roku większość majątku stowarzyszenia Bieg Piastów przeszła w posiadanie Urzędu Marszałkowskiego Dolnego Śląska, a precyzyjniej – w ręce kontrolowanej przez niego spółki Dolnośląski Park Innowacji i Nauki. Ludziom biegu został wąski pas ziemi przy linii kolejowej, biało-czerwona wieża i garaż na ratraki. Została nadzieja, ale przyszły obawy.
- Zmiany są nieodłącznym elementem rozwoju... Uważam, że w dłuższej perspektywie Jakuszyce tylko zyskają na tej decyzji – napisał pod postem Serafina Tomasz Hucał. - Mam nadzieję, że będzie dobrze i nikt tego miejsca nie zepsuje – dodała Izabela Broś. Ale Stanisław Grabowski był już bardziej ostrożny w słowach, stwierdzając: Zwykle jak coś się sprzedaje, to traci się możliwość decydowania.
Jakuszyce czekają zmiany. Nowy właściciel (dla jasności: terenu, nie stowarzyszenia) wyłoni projektanta, który przygotuje szczegóły budowy zgodnie z ustaloną wcześniej w umowie przedwstępnej koncepcją. Potem zdobędzie pozwolenia, poskromi ewentualnych protestujących „zielonych”, dostanie decyzję środowiskową, sprowadzi koparki. I za ministerialne pieniądze najprawdopodobniej zbuduje ośrodek, o jakim polskie narty marzyły od dekad.
W Biegu Piastów jedni mówią: zaufajmy, mają dobre intencje. Drudzy, że właśnie nastąpił początek końca. Bo z jednej strony DPiN dostał grunt po to, by stworzyć warunki do uprawiania sportu, więc czego się bać? Z innej – trzeba pamiętać, że w umowie nie da się zabezpieczyć czegoś takiego jak „dobra wola” i „brak możliwości kopania dołków”. Nie da się uchronić przed szantażem, do jakiego doszło w ubiegłym roku, gdy przedstawiciele marszałka mieli powiedzieć: albo podpisujecie umowę, albo zapomnijcie o pomocy waszego największego sponsora. Jak będzie teraz? Nikt tego nie wie. Ani kula wróżki, ani kawowe fusy, ani tym bardziej my, narciarze.
Stan budynków na Polanie Jakuszyckiej jest taki, że jak nie za pieniądze z zewnątrz, Bieg Piastów musiałby niedługo zacząć zaklejać dziury w dachu za swoje środki, z którymi – to tajemnica poliszynela – różowo nie jest. Ten projekt to była okazja. Trzeba było brać.
Przyszłość Polany Jakuszyckiej leży nie tyle w rękach marszałka, co bezpośredniego koordynatora inwestycji. Niewykluczone, że niedługo powstanie spółka-córka, której zadaniem będzie stricte opieka nad Jakuszycami i późniejsze zarządzanie obiektem. Spółka – w przeciwieństwie do stowarzyszenia – ma przede wszystkim zarabiać pieniądze. Jak mówi jedna z plotek, na jej czele może stanąć człowiek, który sprowadził w Izery Puchar Świata – Grzegorz Sokoliński. Ma zwolenników, krytyków, ale faktem jest, że na narciarstwie i jego rozwoju raczej mu zależy. Wtedy powinno być dobrze. Gorzej, jeśli stołek prezesa stanie się elementem gierki politycznej i obsadzi go ktoś, kto ze sportów zna tylko papierosy, a o biegówkach słyszał tyle, że to rozrywka starych biedaków.
Za dziesięć lat może się okazać, że oddolną inicjatywą trzeba będzie zorganizować nowe Jakuszyce gdzieś indziej, zostawiając Polanę stadu bezmyślnych baranów. Będzie żal, ale i nauczka, by nigdy więcej nie układać się z urzędnikami. Ale może być też tak, że za kilka lat o 5 września 2016 roku pomyślimy: dlaczego tak późno? I tego nam wszystkim bardzo gorąco życzę.
Michał Chmielewski