Zima jaka jest każdy widzi, więc z tym większą radością oczekiwałem wyjazdu do Norwegii na międzynarodowe zawody leśników. Kilka dni po rywalizacji biegaczy w Pucharze Świata, na dwa tygodnie przed Mistrzostwami Świata w Biathlonie, miałem okazją zanurzyć się w norweskiej mgle, zza której w końcu wyszło słońce. Nie szczegółowo o zawodach jednak chciałbym napisać, ale o miejscu, które choć znane z telewizji mało któremu biegaczowi narciarskiemu jest dane zobaczyć na żywo, o samym bieganiu na trasach nie mówiąc. Znają je dobrze zawodowi biathloniści, biegacze czy skoczkowie, ale chciałbym tutaj oddać magię miejsca oczami „zaawansowanego amatora”.
Monument.
Skala ośrodka posadowionego na wzgórzu Holmenkollen w obrębie miasta z widokiem na zatokę, zmodernizowanego przed Mistrzostwami Świata w 2011 roku zapiera dech w piersiach. Skocznia, stadion ze strzelnicą, układ tras wokół z wykorzystaniem mostków i tuneli jest zaprojektowany w tak przemyślany sposób, iż iż siedząc na dowolnej trybunie mamy wrażenie, że znajdujemy się w centrum wydarzeń i na każdej pętli kilkukrotnie widzimy przebiegających zawodników Co ciekawe, uczestnicząc w rywalizacji na trasie, nie odczuwa się przytłoczenia skalą obiektu.
Trasy , czyli dlaczego telewizja kłamie
Oczywiście są wymagające, interwałowe (charakterystyka do sprawdzenia w sieci). W czasie mojego pobytu dodatkowe trudności wynikały najpierw z totalnej odwilży, a później z oblodzenia. W efekcie biegając miało się wrażenie, że ciągle jest pod górkę, nawet jak był zjazd. Trasy znane z telewizji połączone są z siecią innych szlaków narciarskich, tak że bez mapy można się zgubić i wyjechać po kilku dniach powiedzmy w Trondheim. Sztuczne naśnieżanie całości to oczywistość, jednak grubość warstwy śniegu zaskoczyłaby osoby naśnieżające trasy w Polsce. Niestety, przy intensywnym użytkowaniu, sztuczny śnieg transformuje w kierunku luźnego, grubego cukru i robi się grząsko. Oj, nie było lekko. Jak wiadomo, telewizja kłamie i to nie tylko w kwestiach politycznych, bo w relacjach sportowych pogrubia zawodników i wypłaszcza trasy. Podbiegi, które na ekranie określilibyśmy jako łagodne, to w rzeczywistości niezłe ściany. Stadion, choć do przepchania, też poziomy nie jest.
Zaplecze i ine atrakcje
O ile przyzwoite warunki socjalne można blisko nas znaleść np. w Szczyrbskim Plesie, o tyle Oslo wynosi poziom w kosmos. Pomieszczenia do smarowania z digestoriami, dostępność serwisu z pełnym parkiem maszynowym robią wrażenie. Na ziemię, tak jak u nas sprowadza tylko słaba dostępność parkingów, choć pobliska stacja kolejki miejskiej ułatwia dojazd. Żelaznym punktem do zaliczenia na miejscu jest muzeum narciarstwa, gdzie z każdego eksponatu przebija autentyczna narodowa fascynacja Norwegów nartami. W cenie biletu do muzeum jest wyjazd windą na skocznię. Widok z góry zapiera dech w piersi, chyba że wcześniej wiatr urwie wam głowę.
Ogólne wrażenie artystyczne
Poza skalą, choć trzeba pamiętać, że miejsce zostało zaprojektowane na potrzeby sportu wyczynowego i widoczne było zdziwienie na twarzach japońskich czy chińskich turystów wychodzących z rowu po kolejnym upadku, "bo przecież nie tak miała wyglądać ich narciarska przygoda w tym miejscu”. Podsumowując, jeśli potraficie już biegać na nartach, to wizyta w Holmenkollen będzie niezapomnianym przeżyciem. Zdecydowanie Oslo wyróżnia się na tle innych ośrodków narciarskich w Europie jakie miałem okazję zobaczyć. Przy planowaniu wyjazdu trzeba jednak pamiętać, że tak jak kolejne edycje Pucharu Świata to Otwarte Mistrzostwa Norwegii, tak norweskie ceny towarów i usług są konkurencją samą dla siebie. Na pocieszenie dla tych, którzy nie mogą odwiedzić Oslo przypomnę, że tak naprawdę wyjątkowe miejsce do biegania na nartach można znaleźć prawie w każdym zakątku naszego kraju, oczywiście pod warunkiem, że jest śnieg.
Piotr Szczygieł Krosski Briko Maplus Krosno
fot. autor