Drogi biegaczu, nieładnie jest życzyć źle. A już na pewno członkowi swojej rodziny.
Spisali nam się w Szwecji biegacze na medal. A prawie i na trzy, choć w obu brakujących przypadkach trochę jeszcze poprawić należało. No i faktem jest, że więcej powodów do dumy przysporzyły nam nasze panie, których część udział w mistrzostwach zakończyła biegiem sztafetowym. Piąte miejsce, prawie czwarte. Super, prawda?
Kilka dni temu, na fali optymizmu wlanego do kibicowskich kubków przez drużynę kobiet, Skipol żył komentarzami internautów. Fanów nart, Justyny, Sylwii, Eweliny, Kornelii. I zawodników, których wśród czytelników portalu jest całe mnóstwo. Gdybym był narciarką, którą właśnie w telewizji oglądało parę milionów rodaków, byłoby mi cholernie miło te wypowiedzi czytać. Wszystkie, oprócz kilku:
Co mają powiedzieć narciarze alpejscy, o których istnieniu w Polsce niewielu w ogóle wie? Co pasjonaci skicrossu, którzy na mistrzostwa świata jeżdżą za własne pieniądze, a w Krakowie nie wiedzą pewnie, że w ogóle taka dyscyplina istnieje? Oni zazdroszczą nie tylko skoczkom, ale i biegaczom. Bo tutaj jest lepiej niż u nich. Biegi narciarskie to w rankingu priorytetów (i sukcesów) numer dwa w polskich sportach zimowych i bez wątpienia zasługuje na lepsze traktowanie. Ale na pewno nie doczeka się w wyniku słabszej postawy skoczków. Uświadommy sobie, że nie wszystko zależy od jednego człowieka, który – zamiast siedzieć na stołku – sprzedaje przyklejone uśmiechy na antenie TVP. To także zaangażowanie władz lokalnych, sponsorów, trenerów.
Kto naprawdę uważa, że czyjaś porażka wspomoże rozwój innych? Czy przez pół dekady posuchy w piłce nożnej wysypały się nam hale do siatkówki, piłki ręcznej i koszykówki? Czy powstał choć jeden kryty tor do łyżwiarstwa szybkiego? Tor saneczkowy? Nie powstały, bo to nie działa w ten sposób. Byłbym idiotą, gdybym nie widział, że PZN do skrótu dodać powinien jeszcze „S”. S jak skoków, bo to one są oczkiem w głowie wywodzącego się z tego środowiska Apoloniusza Tajnera. To jasne. Mamy piękny kompleks w Szczyrku, bazę dla najmłodszych w Wiśle, a Kubalonka – mimo świetnych profili tras – wciąż nie doczekała się porządnego zaplecza, mimo że należy do tego samego COS. To wszystko prawda. Ale prawdą jest też, że skoki to również nasza rodzina. A tę, choćby patologiczną, trudną i nieznośną, należy wspierać. A nie życzyć źle.
Michał Chmielewski