wolontariusz

Polski wolontariusz ma już Szweda dosyć. - Sami to ogarniamy, oni nie mają o niczym pojęcia i się o wszystko przypier*alają – mówią jednym głosem nasi w czerwonych kurtkach z logo mistrzostw.

 

W chwilach wolnych od pracy chodzisz w służbowym ubraniu? Skarga. Robisz zdjęcia, bo jesteś na co dzień fotografem strony internetowej o skokach? Donos, że n a s ł u ż b i e robisz sobie pamiątkowe fotki z zawodnikami. A jak stoisz na check pointcie, to w ogóle masz przepieprzone. Bo nawet „cześć” nie możesz koledze powiedzieć. Koledze, który rywalizuje w konkursie, a prywatnie doskonale się znacie. Nie ma. I koniec. Mistrzostwa organizowane przez Falun istotnie pełne są absurdów i kontrastów. Jako zdjęciorób na akredytacji masz numerek „10”. I możesz z nim wleźć w zasadzie wszędzie, chociaż jak już wejdziesz i to zobaczą, musisz sobie pójść. Bo tam akurat zdjęć nie możesz robić. Ale po chwili i tak wpuszczą kogoś, kto nawet „dziesiątki” nie ma na plakietce. Co nie jest zabronione, jest dozwolone? Nie w Szwecji, gdzie prawo ustala się chyba na bieżąco. Nie możesz pstrykać również, gdy jesteś w strefie dla mediów, z czym wielu z dziennikarzy nie spotkało się nigdy i nigdzie wcześniej. A jak ktoś pstryka? Zaraz podleci ochroniarz i każe usunąć.

 

Do pracy przy wolontariacie zgłosili się różni ludzie, w tym – jak na przykład do sektora transportu jako kierowca – pani, która po przyjeździe przyznała, że nie ma prawa jazdy. Wystarczyło poprosić wcześniej o skan takiego dokumentu. A skąd – Szwed ufa na słowo. Ludzie to zasadniczy, zimni w odbiorze, a jednocześnie mało konsekwentni, co widać właściwie na każdym kroku. Nie możesz wiele, ale możesz wszystko, dopóki ktoś uzna, że jednak nie. Pięćdziesiąt butelek wody mieli ZAPLANOWANE na cały dzień organizatorzy dla namiotu biura zawodów, w którym na skok czekają narciarze. A że skakali jedni po drugich kombinatorzy, panie i panowie i wypić chcieli trzy razy tyle, choćby po to, żeby utrzymać masę ciała? Nieważne. Pięćdziesiąt ma być. I kłóć się, człowieku. Wolontariusze przyjechali tu z całego świata. Wiele ich różni, choć wiele i łączy. Jak na przykład spanie na podłodze w szkole, na karimatach, jakby byli na spotkaniu harcerzy. Za darmo mają – pomyślicie. Nie, muszą zapłacić. Tak samo jak za dojazd musieli. No ale co, przecież sami się zgłosili, to o co mają pretensje?

 

Szwed na wieść o problemie obieca, że „będą o tym rozmawiać”. Odbywają się co rusz takie rozmowy, w których odpowiedzialni ludzie mówią sobie, że jest super i że dają sobie radę. Trening mentalny? Doskonale! Zapomniano jednak, że to metoda osiągania celu, ale tylko jedna z wielu. Polski wolontariusz skarży się, że nie rozumie języka szwedzkiego i prosi, by w celu dobrego wykonywania swoich obowiązków wydawano mu polecenia po angielsku. To mu krótkofalówkę zabrali, żeby poczuł się lepiej.

 

Ten tekst składa się z absurdów. Jak szwedzkie mistrzostwa okiem tych, którzy widzą je od kuchni.

 

Z Falun, Michał Chmielewski

Tekst jest częścią autorskiego cyklu "Widzę Falun". Kliknij, by przeczytać wszystkie odcinki.