tcs vs tds

Największy dziś na świecie cykl w biegach narciarskich Tour de Ski często porównuje się do Turnieju Czterech Skoczni. Ale oprócz rangi wspólnego mają niewiele.

 

63 kontra 9. 4 kontra 10. 2 kontra 4. To tylko kilka z zestawień pomagających porównać dwa najważniejsze dla FIS cykle w narciarstwie klasycznym. Pierwsze z nich dotyczy rzecz jasna liczby rozegranych edycji, drugie przedstawia liczbę dotychczasowych miast gospodarzy etapów, trzecie zaś – krajów. Już na początku trafiamy na mur, który trudno jest rozbić najbardziej celnymi kontrargumentami. Oceniamy bowiem mający bogatą tradycję, stały w swoich lokalizacjach Turniej Czterech Skoczni i młody, zmienny i dynamicznie rozwijający się Tour de Ski. Dwa bieguny narciarstwa.

 

 

KARUZELA OBJAZDOWA

 

Gdyby porównać imprezy sportowe do ludzi, w przypadku FIS-owskich cykli byłoby to bardzo proste. Turniej Czterech Skoczni kojarzy się z dobrze sytuowanym mężczyzną po sześćdziesiątce, który – aby podobać się coraz młodszym kobietom – farbuje włosy, kupuje płyty z muzyką pop i nosi ubrania, jakie z powodzeniem mogliby zakładać jego synowie. To w jednej osobie zarówno olbrzymie doświadczenie, jak i dziecięcy duch, który dobrze czuje się w towarzystwie młodszych pokoleń. Takich jak nastoletni, wszędobylski gałgan, którego wszędzie jest pełno i bardzo chce być dorosły. Bo przecież wie już, co to seks, a mama pozwala mu w ramach nowoczesnego wychowania robić wszystkie te rzeczy, których w młodości zabraniano jej samej. Ten szalony młodzieniaszek to rzecz jasna personifikacja Tour de Ski, który w ekspresowym tempie zyskuje rangę jednej z najważniejszych imprez narciarskich sezonu.

 

I chociaż właściciel pewnej nowo powstałej niemieckiej drużyny piłkarskiej argumentuje, iż „jedyną rzeczą, która różni jego klub od Borussii Dortmund jest to, że za 500 lat jego klub będzie miał 500 lat, a Borussia 600”, ideologia ta nie sprawdza się w przypadku TdS. O ile w światku piłki nożnej cele wszyscy mają te same, organizatorzy porównywanych cykli narciarskich wydają się kroczyć różnymi ścieżkami. Turniej, z wyjątkiem pierwszej edycji i tych po 1996 roku, gdy wprowadzono system KO, od ponad pół wieku wygląda niemal identycznie, odbywa się w tych samych miejscach i na tych samych obiektach. Tour natomiast cech wspólnych na przełomie dziewięcioletniej bytności ma nieporównywalnie mniej. A właściwie jedną, którą jest podbieg pod Alpe Cermis. Groźny, wyczerpujący i bardzo charakterystyczny. Na tyle atrakcyjny, że podobny chcieli organizować również Polacy.

 

Oprócz „final climb” w Val di Fiemme pozostałe etapy rokrocznie zmieniają się. Na dłużej w kalendarzu zagościł tylko Oberhof, ale i on stracił swoją szansę po zeszłorocznym zamieszaniu z brakiem śniegu i przymusowymi zmianami w programie. TdS widziała już Praga, Asiago, Nové Město na Moravě, Lenzerheide, a nawet Monachium. Cykl – w przeciwieństwie do Czterech Skoczni – jest trochę jak objazdowe wesołe miasteczko, które gości tam, gdzie... to zdanie, drogi Czytelniku, dopisz sobie sam.

 

 

PRZEJRZYSTE ZASADY

 

Przewaga Turnieju Czterech Skoczni nad Tour de Ski tkwi – oprócz tradycji i stabilizacji – także w zasadach rozgrywania. Faktem jest, że odkąd wprowadzono system KO i skomplikowane systemy przeliczników za wiatr obserwacja zmagań wymaga nieco większego skupienia, jednak poza tym reguły zwyciężania są banalnie proste: w ośmiu skokach zdobądź jak najwyższą notę, a oprócz tego w konkursach możesz zyskać też punkty Pucharu Świata. I koniec. Bieganie na nartach to już twardszy orzech do zgryzienia. Bonusowe sekundy, premie, niepełne punkty, dodawanie, odejmowanie, straty, pościgi i eliminacje. Tak w ogólnym, przerażającym skrócie. I chociaż ważne jest, by na mecie cyklu mieć najlepszy czas pokonania wszystkich etapów, te wszystkie czynniki czynią Tour trudnym w odbiorze nawet dla młodego pokolenia. Bez wprawnego oka reportera, który na bieżąco analizuje sytuację i komputerów podliczających owe czynniki ani rusz. Od natłoku danych pęka głowa, co skutecznie odstrasza próbujących sprawę ogarnąć. A w TCS? Osiem skoków, bierzesz ołówek, kalkulator i gotowe. Wiesz, kto punktów zebrał najwięcej.

 

 

RÓŻNORODNOŚĆ

 

Nie wszystkie aspekty, nad którymi warto zastanowić się podczas porównywania TCS do TdS, są korzystne dla skoków narciarskich. Dla wielu dyscypliny nudnej, monotonnej, w której zbyt wiele zależy od warunków atmosferycznych, a zbyt mało od samego zawodnika. Nie wszystkim spędzanie dwóch i pół godziny na obserwowaniu takich samych lotów, takich samych powtórek i takich samych lądowań sprawia przyjemność. To zrozumiałe. Duże grono miłośników narciarstwa to ludzie, których pasjonuje walka z czasem, własnymi słabościami, a w biegach narciarskich XXI w. także bezpośrednio z rywalem. I takie właśnie emocje daje widzom Tour de Ski.

 

Wedle różnych przekonań i wartości cykle w narciarstwie klasycznym dzielą publiczność na dwa. Dla jednych magia lotu w walce o tradycyjny puchar to niemal świętość, dla innych od kilku sezonów stały się nią emocje związane z walką z czasem na najtrudniejszym podbiegu pucharowego światka. Nonsensem jest jednak porównywanie obu imprez i szukanie ich podobieństw. Jedyne bowiem jest takie, że w obu typach nart rusza się pięta.

 

Michał Chmielewski