Szklarska Poręba bez Pucharów Świata? Chciałbym ich bardzo, ale gratuluję burmistrzowi rozsądku.
No to mamy informację, że czapka spada z głowy, nogi wychodzą z butów, a szczękę zbierać trzeba z podłogi. Jak to bez polskich Pucharów Świata? Jak to bez Justyny, która na własnych (prawie) trasach grzeje konkurentki aż miło? Jak to bez tysięcy polskich kibiców, którzy zostawiają w mieście duże pieniądze i są dla narciarskiego świata najlepszą reklamą naszego kraju (przynajmniej w telewizji)? Coś się nie zdążyło na dobre zacząć, a już miałoby się skończyć? Czy to dobrze? Czy miasto na tym zyska? A jeśli straci, to ile? Te pytania padały w głowach osób zakręconych na punkcie biegówek po odważnej deklaracji nowego burmistrza Szklarskiej Poręby Mirosława Grafa, który przyznał, że trzeba poważnie zastanowić się nad sensem organizacji w Górach Izerskich najważniejszego narciarskiego cyklu globu.
Graf postępuje słusznie. Przecież nie powiedział ani słowa, że to już ostateczna decyzja i nie będzie od niej odwrotu. Nie padły właściwie żadne konkretne deklaracje, a jedynie sugestie wypowiadane przez rozsądnego gospodarza. Porównanie do Mercedesa, który chętnie by sobie kupił, ale nie ma na to pieniędzy, było idealne. Puchar Świata jest właśnie takim ekskluzywnym zbytkiem, który – oprócz ładnego wyglądu i świetnych osiągów – w niewielu sytuacjach ma zastosowanie. Takie auto służy głównie do podrywania panienek i do szpanu pod supermarketami. A tłumacząc z polskiego na nasze – do promocji miasta i zachęcania do przyjazdu turystów. Ale czy nie można tego zrobić lepiej?
Szklarskiej Poręby na trzy dni narciarskiego cyrku po prostu nie stać. Po ostatnich dwóch edycjach budżet miasta został mocno nadszarpnięty, a wymierne korzyści z weekendowych zabaw pod banderą FIS jakoś na myśl nie przychodzą. Zawody miały zachęcić inwestorów do budowy hoteli i nowych miejsc, które turyści odwiedzą także poza „wyścigami Justynki”. Miały być bodźcem do rozwoju narciarstwa. I sam nie wiem, czy lepiej, że ten bodziec był, czy żeby go w ogóle nie było. Polana jak stała stara, tak stoi, miejsc parkingowych jak nie było, tak nie ma, a dojazd na trasy biegowe wciąż sprawia spore problemy. Szklarska wcale nie oszalała na punkcie biegówek. A jeśli by oszalała, równie dobrą okazją do kultywowania tej miłości jest całe mnóstwo biegów dla amatorów z Biegiem Piastów na czele. To od niego wszystko się zaczęło i to ten event – moim zdaniem – powinien być flagowym projektem w regionie.
Puchar Świata w tej formie to po prostu fajna zabawa. I droga. Ubolewam, że Szrenica nie stała się drugim Alpe Cermis, bo słynny uphill szybko stałby się legendarnym. Takie imprezy się zapamiętuje! A sprint łyżwą i dyszka klasykiem ze startu indywidualnego? Pewnie, fajne, że są, ale za rok tej dyszki już miało nie być. Szykowałby się weekend z łyżwą, czyli o wielkie triumfy Polki w Polsce byłoby niezmiernie trudno. Większy sens miałaby organizacja Nordic Weekendu. Też go nie będzie. Dlaczego? Nie wiadomo. Wielki sens miałyby wspólne z Czechami Mistrzostwa Świata. Szczerze w ten projekt wątpię, choć bardzo mu kibicuję. PŚ sam w sobie większego sensu nie ma. Bo, jak wielu przyznało w komentarzach do poprzedniego tekstu, niewiele na nim skorzystaliśmy.
Jako osoba związana ze Szklarską Porębą i narciarstwem w ogóle cieszę się, że Mirosław Graf podchodzi do tej sprawy z chłodną głową. Bo pieniądze publiczne trzeba szanować. A żeby jeździć Mercedesem, trzeba najpierw opanować Opla.
Michał Chmielewski