Koivuranta

62 Turniej Czterech Skoczni przeszedł do historii. Co można napisać o tym wydarzeniu? Jeśli miałbym go podsumować w dwóch równoważnikach zdań to byłoby: Sensacja wielkiego kalibru oraz rozczarowanie małego kalibru. Bo tak można nazwać wygraną Thomasa Dietharta i występ naszych zawodników.

 

Przed Turniejem Czterech Skoczni bukmacherzy płacili za wygraną Stocha ok. 2,5 zł za każdą postawioną złotówkę, i dali w ten sposób do zrozumienia, że jest głównym faworytem. Diethart jeśli już się pojawiał w zestawieniach bukmacherów to na samym dole i każdy, kto postawił na niego jest na pewno bardzo zadowolony, a jak znalazł się ktoś, kto wierzył w niego bardzo i postawił na niego większe pieniądze, jest teraz szczęśliwym i bogatym człowiekiem.

 

Dobra, już koniec o pieniądzach, czas o sportowej stronie rywalizacji. Nasi zawodnicy jechali na ten turniej jako głównie faworyci. Tak, ostatni występ przed niemiecko-austriackimi zawodami, w Engelbergu, pokazał, że używanie liczby mnogiej nie było przesadzone. Jednak praktyka pokazała, że na pewno jesteśmy czołową siłą w światowych skokach, ale jednak na drużynę kalibru Austrii z przed 4 lat, która wygrywała wszystko jak leci, musimy jeszcze poczekać. Drużyna spisała się nieco poniżej oczekiwań, a Kamil Stoch nawet więcej niż „nieco”. Siódma pozycja w klasyfikacji końcowej i jedno trzecie miejsce w pojedynczych zawodów to nie jest to, czego się spodziewaliśmy po liderze Pucharu Świata. Także po Janku Ziobro spodziewaliśmy się nieco więcej, ale to wynikało właśnie z genialnego występu Engelbergu, Gdyby nie ten Engelberg, taki jego występ zostałby uznany za naprawdę dobry. Innym pozytywnym zaskoczeniem jest Klemens Murańka. Po trzecim konkursie był nawet na dziesiątym w klasyfikacji turnieju, jednak ostatni konkurs wypadł słabiej i spadł w klasyfikacji poza drugą dziesiątkę. Jednak tymi występami zapewnił sobie na 90% start na igrzyskach olimpijskich.

 

Bo Turniej Czterech Skoczni to były jedne z zawodów kwalifikacyjnych do igrzysk w Soczi. Na pewno, największym wygranym tych zawodów jest Murańka, który uzyskał największą ilość punktów pucharowych z naszych reprezentantów nie licząc Kamila Stocha, który jednak miejsce w kadrze na igrzyska miał zapewnione wcześniej. Na pewno naszymi przegranymi turnieju są Dawid Kubacki i Krzysztof Biegun, dla których szansa wyjazdu na igrzyska, spadła do poziomu bliskiego zeru.

 

Zagranicznym zawodnikom poświęcę nieco mniej miejsca, bo to w końcu jest polska strona, która notabene nazywa się SkiPOL. Wspomniany na początku Diethart, podejrzewam to największy nagły wyskok w historii tej dyscypliny. Przecież on jeszcze w połowie grudnia skakał na poziomie Stefana Huli! Teraz jest najlepszym skoczkiem świata i wygrywa jak z taką łatwością, niezależnie od odległości, pięknie lądując. W przeciwieństwie do Simona Ammanna, który lądował jak rozjechana żaba, ale mimo to sędziowie dali mu noty jak za najwyżej lekko zachwiany telemark. Chciałbym żeby tych Panów już więcej nie nominowali do sędziowania na zawodach tej rangi, ale moje nadzieje raczej są płonne. Zawód też sprawił Gregor Schlierenzauer, co był tylko tłem dla najlepszych zawodników, ale jednak on ma inny cykl przygotowań niż reszta zawodników.

 

No i bym zapomniał! I na stronie zajmującej się kombinacją, nie zamieścił wzmianki o Anssi Koivurancie, który przecież wygrał konkurs w Innsbrucku i jako pierwszy Fin od ponad 3 lat odniósł zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata! I też jako pierwszy zawodnik w historii wygrał konkursy zarówno w PŚ w skokach jak i kombinacji. Szkoda że jednego z największych kombinacyjnych talentów już nie oglądamy na trasie. Miałby szansę budować legendę bliską Manninenowi czy Lajunenowi a tak w skokach musi się cieszyć z pojedynczego, dość szczęśliwego zwycięstwa, odniesione w jednoseryjnym konkursie.

 

Co zapamiętam z tego turnieju? Realizację transmisji, rodem z amerykańskich sportowych wydarzeń, włącznie z najazdami kamery, co chwilę na rodziny zawodników skaczących w turnieju. Czyli Gregora Schlierenzauera, gdzie zawsze było niezłe stadko w czapkach z jego inicjałami, ojca Thomasa Morgensterna, który wyglądał jakby zażył pewien biały proszek i to bynajmniej nie mąkę i rodzinę Thomasa Dietharta, która widać cofnęła się do pragermańskich czasów, gdzie świnię obdarzano wielką czcią.

 

Ok. - TCS za nami, czas na loty, które są lubiane chyba przez każdego, pozostaje mieć tylko nadzieje że będą sprawiedliwe warunki, bo w lotach to konieczne by rywalizacje można było nazwać czysto sportową.

 

Ukłony.

 

Emil