Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że mieszkanka Kasiny Wielkiej osiągnęła już wszystko w biegach narciarskich. Jednak przyglądając się nieco bliżej Jej osiągnięciom, łatwo zauważymy, że czegoś tam brakuje.
Justyna Kowalczyk- brązowa medalistka igrzysk olimpijskich na 30 km stylem dowolnym i na 15 km w biegu łączonym, srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w sprincie stylem klasycznym, mistrzyni olimpijska w biegu na 30 km stylem klasycznym ze startu wspólnego, brązowa medalistka mistrzostw świata w biegach na: 10 km stylem klasycznym oraz na 30 km stylem dowolnym, srebrna medalistka mistrzostw świata w biegach na: 15 km ( 7,5 km + 7,5 km na dochodzenie), 10 i 30 km stylem klasycznym, mistrzyni świata w biegach na: 15 km( 7,5 km + 7,5 km na dochodzenie) oraz 30 km stylem dowolnym, czterokrotna zdobywczyni Pucharu Świata w biegach narciarskich( w tym trzy razy z rzędu), jedyna zawodniczka, która zwyciężyła 4 razy z rzędu w prestiżowym cyklu Tour de Ski, ponadto Polka aż sześćdziesięciokrotnie stawała na podium Pucharu Świata( 27 razy była pierwsza, 22- druga, 11- trzecia), w tym 32 razy w biegach rozgrywanych stylem klasycznym( 15 razy uplasowała się na pierwszej pozycji, 9- na drugiej, 8- na trzeciej).
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że mieszkanka Kasiny Wielkiej osiągnęła już wszystko w biegach narciarskich. Jednak przyglądając się nieco bliżej Jej osiągnięciom, łatwo zauważymy, że czegoś tam brakuje. Justyna Kowalczyk nie ma jeszcze tytułu mistrzyni świata w stylu klasycznym. Przez wielu kibiców, zawodników, jak również ekspertów Polka nazywana jest „Królową klasyka". Coś w tym jest, bo nie każdy może poszczycić się takimi osiągnięciami w tymże stylu techniki biegowej. Mieszkanka Kasiny Wielkiej czuje się bowiem w klasyku jak ryba w wodzie. Tym bardziej dziwi więc fakt, że nie udało Jej się zdobyć złotego medalu mistrzostw świata w, można rzec, „Jej stylu".
Podczas tegorocznych zmagań na Mistrzostwach Świata w Val di Fiemme nasza najlepsza biegaczka mogła mówić o nie lada pechu. Była uważana za jedną z głównych kandydatek do złota w biegu sprinterskim. Prognozy te nie były bezpodstawne, gdyż wcześniejsze starty przed mistrzostwami mogły napawać optymizmem. Na niespełna kilka dni przed czempionatem, Justyna wygrała sprint klasykiem w szwajcarskim Davos, a cztery dni wcześniej na tym samym dystansie była druga w czeskim Libercu, ulegając jedynie Fince- Monie- Lissie Malvalehto. Również w samych Włoszech Polka świetnie zaprezentowała się w kwalifikacjach sprintu, gdzie zajęła drugie miejsce, ulegając jedynie... fińskiej akordeonistce (Malvalehto). Ćwierćfinał i półfinał Kowalczyk przeszła jak burza. Wydawało się, że w finale będzie podobnie. Niestety w decydującym starcie było zgoła inaczej. Mieszkanka Kasiny Wielkiej wystartowała niezbyt dobrze, została z tyłu za najgroźniejszymi rywalkami, nie poddawała się jednak, próbując dogonić przeciwniczki. W pewnym momencie Polka zahaczyła się kijkami ze Szwedką Stiną Nilsson i w efekcie upadła. Co prawda, próbowała jeszcze gonić resztę stawki, jednak na nic się to nie zdało. Kowalczyk zajęła w nim ostatnie miejsce i niepocieszona musiał zejść z trasy.
W biegu na 30 km stylem klasycznym podczas tych samych mistrzostw, po pasjonującym biegu Kowalczyk sklasyfikowana została na drugiej pozycji, tracąc do pierwszej na mecie- Norweżki Marit Bjoergen 3,7 sekundy.
W 2011 roku mistrzostwa świata odbywały się w norweskim Oslo- Holmenkollen. Wielką gwiazdą miała być jedna z gospodyń- Marit Bjoergen. Zapowiedzi największej gwiazdy poprzednich igrzysk olimpijskich znalazły odniesienie w rzeczywistości. Zdobyła ona bowiem 4 złote medale- 3 indywidualnie i 1 w sztafecie. W biegu handicapowym na 10 km stylem klasycznym Norweżka wygrała z Justyną Kowalczyk o 4, 1 sekundy. Polska zawodniczka prowadziła przez większą część trasy, jednak na koniec straciła przewagę i w rezultacie zdobyła kolejny już srebrny medal. Co ciekawe, podobno trasa owego biegu liczyła nieco ponad 10 km. Gdyby bieg zakończył się równo po 10 km, ze złotego medalu cieszyłaby się... Justyna Kowalczyk, która po starcie nie kryła żalu, smutku i złości.
Przed nami Zimowe Igrzyska Olimpijskie, które odbędą się w Soczi, a później... no właśnie, co będzie później? Czy Polka po sezonie 2013/14 będzie jeszcze kontynuować karierę? Decyzja ma zapaść po igrzyskach, choć, w jednym z wywiadów sama zainteresowana mówiła, że nigdy nie powiedziała, iż sezon olimpijski będzie Jej ostatnim sezonem, ale trzeba też dodać, że nie pojawiły się informacje, jakoby miała startować na MŚ w 2015 roku, które odbędą się w szwedzkim Falun. Tak więc pojawiają się pytania: czy Polka zdobędzie upragnioną „koronę"? Czy zostanie mistrzynią świata w ukochanym przez siebie klasyku? Tego nie wie nikt, ale pozostaje mieć nadzieję, że decyzja podjęta po imprezie w Rosji będzie pozytywna i mieszkanka Kasiny Wielkiej postanowi kontynuować karierę jeszcze przynajmniej przez dwa następne sezony. Zdobycie tytułu mistrzyni świata w koronnej konkurencji( 10 km stylem klasycznym) mogłoby być pięknym zwieńczeniem tych wszystkich lat ciężkich treningów i wyrzeczeń, podejmowanych przez panią Justynę i, w nieco mniejszym stopniu, cały Jej sztab szkoleniowy. Miejmy nadzieję, że nasza „Królowa śniegu" zdobędzie wymarzoną „koronę" i będziemy mogli kibicować Jej jeszcze przez kilka następnych sezonów.
Marta Grzyb