Do Novego Mesta planowałem się wybrać już od kilu miesięcy. Ciężko mi jednak było się konkretnie zdeklarować ze względów finansowych i ze względu na obowiązki na uczelni. Po szczęśliwie zamkniętej sesji 12 lutego, zdecydowałem, że za wszelką cenę będę chciał jakoś dotrzeć do Novego Mesta, przynajmniej na biegi masowe, bo Mistrzostwa Świata tak blisko Polski prędko się nie powtórzą. Okazało się, że wybrałem bardzo dobry dzień na wizytę;)

Dogadałem się z Marcinem, który aktywnie obstawia w kombinacyjnym typerze na naszej stronie i transport z Wrocławia już był załatwiony. Do województwa dolnośląskiego dotarłem polskim TGV - po 23 zasnąłem, a już o 5 w mgnieniu oka byłem we Wrocławiu. Bez zbędnej zwłoki wyruszyliśmy samochodem do Novego Mesta i mimo kilku pomyłek na trasie, dotarliśmy pod stadion po 9. Do zawodów były aż trzy godziny. Pod stadionem jeszcze pustki, więc trochę pozwiedzaliśmy miejscowe stragany z pamiątkami, piciem i jedzeniem. Nic specjalnego, ale jakoś trzeba było spożytkować wolny czas.



Po kilkudziesięciu minutach zgadaliśmy się z "ekipią" z Polski, która od kilku dni przebywała w Novym Mescie, a także porozmawialiśmy z Sebastianem Krystkiem, który od lat opiekuje się portalem biathlon.pl i był tam obecny od początku mistrzostw. Notabene prowadzona przez niego strona jest bardzo dobrym źródłem informacji o biathlonie.

Polaków mimo wcześniejszego sukcesu Krystyny Pałki naprawdę niewielu. Może nie mieliśmy szczęścia w trafianiu na rodaków, ale na pewno tłumów z naszego kraju nie było. Na moje szczęście, udało mi się dostać na lepszą trybunę, bo początkowo miałem być na skrajnym sektorze E, ale dzięki uprzejmości Polaków, którzy zorganizowali się przez forum biathlon.pl i byli już na miejscu, trafił mi się jeden wolny bilet na trybunę A. Była to trybuna na którą bilety rozchodziły się bardzo szybko i praktycznie nie było tam Czechów. Za nami dominowali niemal sami Niemcy i Norwegowie, co widać na załączonym obrazku. Atmosfera była jednak całkiem sympatyczna.



Czesi okupowali boczną trybunę E na którą bilety schodziły jako ostatnie. Miejscowi kibice nie spieszyli się najwyraźniej z zakupem wejściówek, a Niemcy znani ze swojej miłości do biathlonu od razu wykupili najlepsze miejsca. Zdjęcie jest jeszcze sprzed zawodów, bo trybuna, a konkretnie kibice na niej, naprawdę byli mocno ubici podczas zawodów.



Przed biegiem wybraliśmy się jeszcze na trasę, aby zobaczyć przygotowujących się zawodników i zawodniczki. Jedynym reprezentantką Polski jaką udało mi się złapać na fotce była Monika Hojnisz. To był już dobry znak;)



Wyniki zawodów każdy zna i wszyscy wiedzą o kolejnym świetnym występie Polek. Brązowy medal wywalczyła Monika Hojnisz, a bardzo dobrze zaprezentowały się Krystyna Pałka i Weronika Nowakowska-Ziemniak.



Niemcy nie patrzyli na nas zbyt przychylnym okiem po radości z trzech pudeł Miriam Goessner w ostatnim strzelaniu. Gdyby Niemka nie pobiegła przynajmniej dwóch (a najlepiej właśnie trzech) rund po drugim strzelaniu w stójce, to miejsca na podium niestety byłyby zajęte i Polkom przy bezbłędnym strzelaniu pozostała by walka o czwarte miejsce. Nie było to może piękne zachowanie zgodne z duchem sportu, ale Niemcy już się tych medali w przeszłości nazdobywali. Teraz czas na innych. Czesi, Niemcy i Norwegowie podczas strzelania okrzykami tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że jest ich zdecydowanie najwięcej na stadionie. Czwartą widoczną nacją byli jeszcze Rosjanie, a poza tym ciężko już było stwierdzić jakieś większe delegacje.

Pod koniec biegu z góry trybuny dołączyła do nas jeszcze dwuosobowa grupka Polaków i byliśmy dosyć dobrze widoczni przy samej mecie naprzeciwko podium. W okolicy było jeszcze kilka polskich flag, ale więcej niż kilkadziesiąt osób z Polski raczej nie było. Owacja w pierwszym rzędzie była jednak dosyć głośna. Dekorację Moniki Hojnisz i polską delegację można zobaczyć TUTAJ (2:05-2:20).

(fot. Sebastian Krystek - biathlon.pl)


Po biegu udało się zdobyć jakieś autografy, ale atmosfera na biathlonie, szczególnie podczas Mistrzostw Świata, to nie to samo co na kombinacji. Kolega redakcyjny Rafał Snoch będąc w Zakopanem na Pucharze Świata bez żadnego problemu robił sobie zdjęcia z Hannu Manninem. Poza ekscesem w wykonaniu Gottwalda wydaje się, że kombinatorzy są dużo bardziej otwarci na kibiców. Na pewno chociażby z tego powodu, że dwubój zimowy nie jest tak popularny jak biathlon. Pod trybunę początkowo nie podbiegła żadna z medalistek. Podeszły tylko niezwykle pozytywnie nastawione do kibiców Vita Semerenko i Olga Zaitseva, które rzuciły kwiaty jakie dostały przy dekoracji. Po jakimś czasie podbiegła także Darya Domracheva, która dała swój numer startowy.

W przerwie między biegami udaliśmy się do strefy gastro. Miejsc siedzących nie ma, jedzenia też coraz mniej, ale coś udało się jeszcze znaleźć i posilić przed męskim biegiem.



Tutaj oczywiście emocje już nie tak duże i trzeba było wybrać sobie innych faworytów, bo Polacy nie startowali. Liczyłem na medal Ondreja Moravca, który skończył czwarty i na naszej trybunie byłem chyba jednym kibicującym reprezentantowi gospodarzy ;) Czech już drugi raz w tych mistrzostwach uplasował się tuż za podium.



Po męskim biegu oczywiście długa dekoracja, najpierw kwatki, później medale, a na koniec wazon na kwiatki. Tarjei Boe był niezwykle rozradowany po swoim wielkim sukcesie. W tym sezonie niewiele wskazywało na to, że uda mu się wywlczyć jakieś złoto.

Organizatorzy przygotowali na koniec jeszcze mała niespodziankę. Zaśpiewać miała Gabierla Soukalova. Będąca w tym sezonie w dobrej formie czeska zawodniczka radziła sobie całkiem nieźle jak na biathlonistkę, które niedawno skończyła swój bieg i musiała śpiewać przed tak dużą publiką.



Na koniec jeszcze podziękowania organizatorów dla wszystkich ważnych osób i kibiców, pokaz sztucznych ogni, który oczywiście ze względu na porę nie wyglądał imponująco i powrót do domu.



Kiedy zawijaliśmy się z trybuny, jeden z miejscowych kibiców był zszokowany, że widzi Polaka i chciał sobie zrobić zdjęcie. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nasza frekwencja nie była zbyt wielka. Zrobiłem sobie z Czechem "uroczą" fotkę, kupiłem jeszcze jakieś grzane winko przed wyjazdem i pora pożegnać się z częścią ekipy i ładować się do samochodu, bo znowu czeka wszystkich długa podróż.



Oczywiście na stadionie pomimo braku akredytacji godnie reprezentowałem redakcję skipol-a. Nie byłem pewien czy pojadę, nie byłem też pewien czy skipol dostanie akredytację na tak wielkie zawody nie związane z tematyką strony, więc wybrałem się jako zwykły kibic i na pewno ma to też swoje plusy.



Organizacja Mistrzostw była naprawdę bardzo dobra. Dwa wielkie telebimy bardzo ułatwiały śledzenie imprezy. Oprawa muzyczna, szczególnie podczas strzelania była może lekko przesadzona, ale Czesi naprawdę wykazali się organizacyjnie.



Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o czeskiego Lidla, co by w drodze powrotnej można było godnie świętować dzisiejszy sukces. Artykuły w dużej mierze były dosyć dobrze znane z Polski i razem z współtowarzyszem podróży zdecydowaliśmy się między innymi na taki oto napój. ;) Kierowca zadowolił się Kofolą.




Dotarliśmy do Wrocławia. Każdy rozszedł się w swoją stronę i już o 2 w nocy, 26 godzin po wyruszeniu, dotarłem do Krakowa. Nikt mi jednak nie powie, że nie było warto. Niemal 20 godzin podróży za mną, a o 9 trzeba być na uczelni. Podziękowania należą się naszym zawodniczkom za świetne starty, forumowiczom z biathlon.pl i innym Polakom na stadionie za wspólne emocje i wkręcenie mnie na sektor oraz organizatorom za świetne przeprowadzenie zawodów.

Jeśli już jesteśmy w temacie biathlonu, to warto wspomnieć o prezesie Waśkiewiczu. Otóż osoba będąca na bardzo wysokim stanowisku regularnie wypowiada się na forum biathlon.pl i stara się wyjaśnić kibicom niuanse wszystkich decyzji. Ktoś sobie może pomyśleć, że po takich sukcesach łatwo się wypowiadać. Prezes jednak wypowiada się od kilku lat i musi też diagnozować problem mężczyzn w polskim biathlonie. W ten sposób na pewno okazuje szacunek kibicom i nie udaje prezesa idealnego. Nie ma żadnej propagandy sukcesu, a jest realna i rzeczowa ocena sytuacji. Wyobrażacie sobie prezesa Tajnera tłumaczącego się ze swoich decyzji przed "jakimiś tam kibicami"? Wolne żarty. Do dziś nie ma żadnej oficjalnej informacji dotyczącej wyjazdu kombinatorów na Mistrzostwa Świata...

Wyprawę do Novego Mesta można uznać za udaną. Aż szkoda, że do Val di Fiemme dużo dalej i dużo drożej ;) Czy będziemy tam święcić podobne sukcesy? Oby! Szkoda, że na pewno nie w kombinacji norweskiej.

Konrad Rakowski