Najładniejszą i najseksowniejszą sportsmenką Podhala roku 2012, głosami Czytelników Sportowego Podhala, została Magdalena Kozielska.
Nasza Miss nie zarabia, ale może jej dochód z reklam przebiłby zarobki Justyny Kowalczyk, gdyby zdecydowała się występować na wybiegu. Regularnie dzwonią do niej przedstawiciele agencji modelek. Już po pierwszym starcie w Miss Lata otrzymała kolejne propozycje, ale… - Złożył mi ją Piotr Malinowski z Artystycznej Pary do konkursu Miss, ale zmuszona byłam odmówić, ponieważ konkurs odbywał się w pełni sezonu narciarskiego. Na razie nie wyobrażam sobie życia bez biegów narciarskich. Nie znam takiej kobiety, która nie marzyłaby o tym, by zostać modelką, ale… jestem realistką.
Za dużo wyrzeczeń. Widać jak wyglądają modelki, a to nie dla mnie. Wolę sport – tłumaczy Madzia. – Na wybieg trafiłam dzięki namowom koleżanek. „Choć, spróbuj” – namawiały. Długo się wahałam. Nie miałam kompleksu własnej osoby, ale zdawałam sobie sprawę, że to nie dla mnie, bo jestem niską osobą. Po długich namysłach doszłam do przekonania, że może być niezła zabawa. Pomyślałam: „Co mi szkodzi? Gdy już będę gruba i pomarszczona, to pokaże swoim dzieciom, jaka mama była kiedyś piękna”. Na ziemię sprowadzona zostałam już na pierwszym spotkaniu. Zostałam zrugana przez panią Monikę, że nie potrafię chodzić w butach na wysokich obcasach. Chciałam zrezygnować, ale Piotr Malinowski prosił: „ Magda przyjdź, dasz sobie radę. Jesteś bardzo ładna”. Konkurs gorszy niż zawody sportowe. Stres ogromny większy niż na mistrzostwach świata. Jak wyszłam na wybieg, to ze stresu się poślizgnęłam i o mały włos zębów nie wybiłam. Przed pierwszym wybiegiem cały czas zastanawiałam się, czy nie jestem zbyt gruba, czym mam jakieś fałdki… Dalsze eliminacje poszły już jak z płatka. W życiu staram się ubierać elegancko, ale niewyzywająco, by nie rzucać się w oczy. Mam swój styl i nie zawsze kieruję się aktualną modą. Ubieram się mieszanie, także na sportowo.
Urodzona w Nowym Targu ( 22 maja 1991 roku) nie tylko imponuje urodą, ale także na trasach biegowych spisuje się znakomicie. Może poszczycić się sześcioma zwycięstwami w Pucharze Kontynentalnym FIS junior, dwa razy wywalczyła srebrne medale w tymże pucharze, tyle, że w FIS open i 13. miejscem na EYOF, zaliczyła starty w mistrzostwach świata juniorów i w tym sezonie zadebiutowała w Pucharze Świata. Na tą ostatnią imprezę ma też limit na nadchodzący sezon. A w kraju? Ma na koncie 20 medali mistrzostw Polski.

- Mówisz Magdalena Kozielska, myślisz…
- Uparta, wesoła, zdyscyplinowana, ale czasami taki mały nerwus (śmiech).

- Konkurs pomógł ci czy zaszkodził w karierze?
- Jedno i drugie. Dbam o swój wygląd aż do przesady, także na treningu. Trenerzy ciągle mi wypominali, że jestem „misską”.

- Uroda w sporcie to błogosławieństwo czy przekleństwo?
- Błogosławieństwo. Fajnie prezentować się przed kamerą.

- Dlaczego wybrałaś narciarstwo biegowe? Kto namówił cię do tego sportu?
- Jakoś tak wyszło. Do biegania na nartach namówiło mnie trenerskie małżeństwo Jerzy i Zofia Leśnik. Są moimi klubowymi szkoleniowcami do chwili obecnej.

- Styl klasyczny, czy łyżwa?
- Zdecydowanie łyżwa, ponieważ czuję się w niej najmocniejsza. Nie ma u nas trenera z prawdziwego zdarzenia od „klasyka”. Preferowany jest starodawny styl biegania, który nie przynosi efektów.

- Na jakim sprzęcie się ścigasz?
- Na obecną chwilę muszę biegać na nartach marki Fischer, w butach Salomona, używając kijków Leki, bo jest to sprzęt kadrowy. Bardzo chciałabym mieć swój serwis takich firm jak Rossignol, Madschus… Trudno zakupić z własnych pieniędzy sprzęt wysokiej klasy, gdy nie otrzymuje się wynagrodzenia będąc członkiem kadry. Kadrowiczom przysługuje tylko kilka par nart. Pieniądze? Trzeba liczyć na łaskawość sponsora.

- Czego ci brakuje, by biegać jak Justyna Kowalczyk?
- Kilkuletniego doświadczenia w treningach i startach w zawodach najwyższej rangi oraz profesjonalnego serwismena w kadrze i lekarza. Badania wydolnościowe mam najlepsze w kraju, ale z przygotowaniem nart jest ogromny kłopot. Trenerów mam dobrych w kadrze.
 Urszula Migdał długo pracuje z zawodnikami. Jest osobą sympatyczną i lubię ją. Stara się, lecz ciężka praca jest z kobietami.
Z kolei Janusz Krężelok, to olimpijczyk z ogromną wiedzą. Żeby osiągnąć dobry wynik, to w naszej dyscyplinie nie wystarczy dobre przygotowanie, ale muszą być dobrze narty posmarowane, musi być stała opieka lekarska.
Nie podobało mi się, że jak któraś z dziewczyn zachorowała w kadrze, to nie kierowano ją do izolatki, tylko mieszkałyśmy razem. Potem wszystkie chorowałyśmy, a to odbijało się na wynikach.
Lekarz jest tylko na papierze. Realia mówią coś innego. Dostać się do niego, to sztuka granicząca z cudem. W sporcie profesjonalnym tak nie powinno być. Tym bardziej w kadrze narodowej.
Serwismena mamy młodego, niedawno zakończył bieganie. Nie zna się na rzeczy, a do tego jest leniwy. Przykro, że mimo próśb nie robił tego, do czego był zobowiązany. Ze względu na smarowanie, nasze starty to wróżenie z fusów. Pojadą, czy nie pojadą? To pytania często sobie zadajemy w trakcie zawodów. Jako kolega jest fajny i lubię go. W przygotowaniach do Pucharu Świata świetnie sobie radził, jako zastępca trenera. Spodobały mi się jego treningi. Trwa obecnie konkurs na serwismena, więc może będzie lepiej.

źródło:sportowepodhale.pl/Stefan Leśniowski

(krótka notka o Magdzie)