zakrzewski

Bawaria to raj dla miłośników biegówek i zimowych aktywności. Południowa część Niemiec oferuje świetne trasy biegowe, dużo śniegu, dobre jedzenie, oczywiście – piwo, moc atrakcji turystycznych i co dla mieszkańców Małopolski unikatowe zimą - bardzo czyste powietrze. Czego chcieć więcej?

 

Zeszłoroczny wyjazd na Dolomiten Lauf okazał się być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, dlatego w kolejnym sezonie zimowym musiała nastąpić kontynuacja. Tym razem już nie tylko start w zawodach, ale prawdziwe ferie zimowe. Pierwsze pięć dni – jak to się ładnie mówi: zimowiska, nasza mocna – ośmioosobowa ekipa, spędziła w urokliwym Bodenmais. Spokojne bawarskie miasto, które oferuje dobrą kuchnie, piękne widoki, możliwość regeneracji w saunarium i ośrodku sportowym oraz atrakcje turystyczne takie jak np. huta szkła Joska, która bardziej przypomina uroczy market z wszelkiego rodzaju przybytkiem wykonanym ze szkła, czy kopalnia srebra, którą część naszej ekipy również zwiedzała. Oczywiście główną atrakcją były trasy biegowe Bretterschachten. Bardzo zróżnicowane, piękne, codziennie przygotowywane przez ratrak. Na samym miejscu skromny, ale wcale nie mały i bardzo funkcjonalny ośrodek wyposażony w szatnie, pomieszczenie do przygotowania nart, depozyt i jadłodajnię, w której rarytasami są gorąca zupa z soczewicy, grzane wino, czy inne także mniej zdrowe potrawy. Na samo miejsce można dotrzeć miejskim autobusem lub samochodem, który bez problemu pozostawiamy na parkingu.

 

Po czterech dniach aktywnego wypoczynku, dobrego treningu wyruszyliśmy w dalszą podróż na miejsce naszego zimowego maratonu. Po drodze jedna z największych atrakcji w Niemczech, czyli zamek Neuschwanstein oraz sąsiadujący z nim Hohenschwangau. My zwiedzaliśmy oba tylko z zewnatrz przemierzając także zamknięte zimą dla turystów trasy. Wiem, nie wolno, ale widoki niezapomniane, a zdjęcia lepsze niż na pocztówkach. W okolicy urokliwe miasteczko Füssen. Tutaj, wielki smutek, bo najlepsza cukiernia w mieście, której produkty oczarowały mnie podczas wizyty w sezonie letnim była juz zamknięta... A gdzie „ładowanie” węglowodanów przed zawodami? ;-)

 

Dzień przed biegami w stylu klasycznym zwiedzamy Oberammergau i odbieramy pakiety startowe. W tym miejscu można dodać, że są one bardzo nędzne. Poza plastronem startowym tylko kilka naklejek i worek na depozyt. Po raz kolejny zaznaczę, że Bieg Piastów pod względem pakietów „rozpieszcza” startujących. Oczywiście spotykamy mnóstwo znajomych z Polski, ale nie tylko. Kibicujemy też końcącym rywalizację w biegach stylem dowolnym. I tu niemiłe odkrycie. Medale – a w zasadzie przypinki, które otrzymują zawodnicy po dobiegnięciu do mety. Delikatnie mówiąc żenujące, zwłaszcza, jak się okazało w niedzielę, że niektórzy uczestnicy zawodów dostali przypinki datowane na... 2013 rok. Niemiecka jakość i precyzja...

 

zakrzewski

 

Oczywiście w sobotę przygotowujemy też narty. Andrey i ja korzystamy z nieocenionej pomocy Józka (Wojtyły) i Pawła (Bubuli) – podwójnego mistrza świata lekarzy w biegach narciarskich AD 2018. Jeszcze raz wielkie dzięki panowie za świetnie przygotowane narty! Z tak dobrymi nartami nie wypadało pobiec źle. Poziom trudności König Ludwig Lauf w porównaniu z La Diagonelą, w której biegłem dwa tygodnie wcześniej? Było zdecydowanie łatwiej. Po pierwsze dystans „tylko” 44km, znacznie niższa wysokość nad poziomem morza, jak i profil trasy składają się na tą subiektywną ocenę – ten był zdecydowanie mało pofałdowany. Trasa przebiegająca przez ładną dolinę z widokami m.in. na klasztor w Ettal, dobrze przygotowana, szeroka, z punktami odżywiania wyposażonymi we wszystko, co trzeba do picia i jedzenia. Jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może się podobać. Ambitni amatorzy całą, lub prawie całą trasę pokonają pchając i zapewne będą czuć lędźwie dzień po. Jeśli ktoś przemieszcza się krokiem z odbicia, to... może znacznie dłużej podziwiać lokalną przyrodę. Jeśli ktoś chciał uzyskać dobry wynik i jak najszybciej pokonać trasę, mógł zyskać na współpracy z biegnącymi w podobnym tempie. Tak też pokonywałem ostatnie prawie 10km trasy, gdy udało się współpracować z biegnącym w podobnym tempie rywalem. W efekcie na mecie ponad 44km biegu melduję się z czasem 2 godzin i 37 minut. Jest całkiem nieźle.

 

Czy polecam König Ludwig Lauf? Jako entuzjasta wszystkiego, co związane z maratonami narciarskimi zapewne tak. Startując w tych zawodach na pewno nie odczujecie tłumu biegaczy, który walczy o każdy centymetr trasy. Sama organizacja zawodów jest dobra, widoki ładne, choć nie tak piękne jak w Górach Izerskich. Bardzo dobrze zorganizowana jest strefa dostępna po zawodach, można do woli uzupełniać węglowodamy i elektrolity, jak i odświeżyć się w przestronnej hali sportowej. O braku medali, które są chyba najfajniejszą pamiątką z zawodów już wspominałem. Dodatkową kwestią jest loteria pogodowa. Bardzo często dystans König Ludwig Lauf jest zmieniany – porównując z pierwotnym dystansem 50km, a czasem zawody są nawet odwoływane. Tegoroczne dwie pętle momentami wyglądały, jakby były tworzone nieco na siłę, aby w sumie dać, jak najdłuższy dystans. Mogło się zakręcić w głowie od nawrotów. Warto o tym pamiętać, by po przemierzeniu całkiem sporego dystansu nie doświadczyć rozczarowania już na samym miejscu zawodów w Oberammergau.   

 

Krzysiek Zakrzewski