Siedząc przed telewizorem nie zawsze można poczuć emocje towarzyszące biegom narciarskim. A co dopiero sztafetom. Bo to zupełnie co innego niż biegi indywidualne. Sztafeta to zespół. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Może powiedzenie z brodą, ale dla sztafety bardzo aktualne. Przecież razem biegniemy po jak najlepszy wynik.
Dla mnie sztafeta rozpoczęła się dzień wcześniej. Kiedy to spotkałem Andrzeja Pruda oraz Kubę Czaplewskiego (z prawej na zdjęciu głównym) z którymi biegłem w Teamie Skipol Północ/Południe. Na pozór niewinna zabawa dysponowanym sprzętem narciarskim jaki obecnie posiadamy doprowadziły do wyselekcjonowania sprzętu na którym miałem pobiec swoją zmianę techniką klasyczną. Moje nowiutkie Fischerki Twin-Skiny okazały się wolniejsze w testach na poślizg od gładkich nart Kuby (speedmax-ów). Moje kije zaś były jak to chłopaki określili doskonałe na połów tuńczyka (bardzo miękkie). Dlatego dostałem od Andrzeja piękne sztywne kije karbonowe. Decyzja była że mam polecieć na tzw. pchaniu. Czyli całą trasę odpychając się na „łapach”! No, powiem było to dla mnie sporym wyzwaniem. Nie licząc kilometrów które pokonywałem tą techniką podczas zabawy w narciarstwo w tempie „pitu-pitu”, były to pierwsze moje zawody w których nie miałem używać odbicia z nogi.
Dla wielu trasa sprzyjała takiej technice biegu. Ja miałem wątpliwości. W końcu nie jestem zawodowcem. Cały wieczór biłem się z myślami na których nartach biec. Poranek, szybka decyzja i lecę na gładkich nartach. Czyli pcham!
autor na swojej zmianie
Poranek przywitał nas w Jakuszycach piękną pogodą. Biuro zawodów, rozgrzewka i w końcu sekundy do startu. Niestety moje złe ustawienie na starcie spowodowało że na początku zostałem zamknięty przez wolniej biegnących zawodników. Pierwsze metry to była walka o przejście do przodu. Niestety straciłem dystans i czołówka odjechała w iście ekspresowym tempie. Wpadając na Dolny Dukt który wznosił się lekko ku górze starałem się biec mocno ale z drobną rezerwą. Tempo było rwane, co chwilę ktoś wychodził na prowadzenie. Aż w końcu jeden zawodnik przynajmniej o głowę wyższy ode mnie dał taką zmianę że rozerwał grupkę. Z trudem udawało mi się za nim nadążyć. Po trzech kilometrach, na rozdrożu pod Cichą Równią było już tylko nas dwóch. Na krótkim podbiegu do Górnego Duktu zostałem kilkanaście metrów za nim. Ale dalej gdy się zrobiło bardziej płasko swoim tempem zacząłem dochodzić konkurenta. W połowie duktu byłem już za nim. Po kilkuset metrach wspólnego biegu zorientowałem się że jego tempo pozwala mi na atak. Gdy do początku zjazdu z „Górnego” na Polanę Jakuszycką zostało około 350 metrów , zaatakowałem. Ile fabryka dała. Wiedząc że na zjeździe odpocznę i mając na uwadze krótkie podbiegi na trasach po samej polanie gdzie kolega może mnie dojść, starałem się zyskać jak największą przewagę. Udało mi się to w stu procentach. Na polanę wpadłem mając nad nim około 100-150 metrów przewagi. Ostatnie odepchnięcia starałem się wykonać z maksymalną siłą. W strefie zmian czekał Kuba. Klepnięcie i do box-u na pyszną herbatę. Naszą sztafetę przyprowadziłem na piętnastym miejscu. Tak jak było to w założeniach przedstartowych. Całą ukończyliśmy na szesnastym w stawce czterdziestu ośmiu sztafet.
Myślę że możemy być wszyscy zadowoleni z naszej postawy. Mój czas na tej pętli jest moją nową „życiówką”. Siedem kilometrów przebiegłem w dwadzieścia pięć minut i dwie sekundy pokonując 104 metry przewyższeń. Co dało mi średnią na kilometr 3.35 min (16,78 km/h).
Z tego miejsca chciałbym podziękować mojemu Teamowi Skipol za możliwość startu, chłopakom za dobór sprzętu, pozostałym sztafetom za wspólną zabawę.
Rewanż za rok! Mam nadzieję.
Robert Patkowski
foto. Krzysztof Gulbinowicz/Bieg Piastów