Ostatni dzień roku spędzam zwykle aktywnie. Dotychczas wielokrotnie zakładałem buty biegowe i mierzyłem się z radosną, sylwestrową „dyszką” w centrum Krakowa. Kwitnąca – nie zawsze z wzajemnością – miłość do biegówek sprawiła, że w tym roku było inaczej. Trasy wokół Mogielicy stały się zapleczem fantastycznej sportowej rywalizacji, czy też rekreacji. To była świetna decyzja.
Wspomniane trasy „ze słyszenia” znałem od dłuższego czasu. W praktyce poznałem tydzień temu. I jest to jedno z lepszych odkryć ubiegłego już roku. Dzwoniący w Sylwestra, w sobotę o 6.30 budzik, to nie brzmi, jak opowieść na idealny plan na ostatni, wystrzałowy dzień roku. A jednak. Szybka kawa, śniadanie, dopakowanie sprzętu i razem z kompanem wyprawy – Bartkiem, ruszamy w stronę biegowych tras. Do Mogielicy można dotrzeć na kilka sposobów. Dla nas Krakusów na pewno stosunkowo szybko, zwłaszcza, że obaj jesteśmy miłośnikami biegówek, jak i biegów ulicznych i górskich – dlatego cały czas wypełniła nam okołosportowa dyskusja.
GPS asekuracyjnie prowadzi nas do celu, jednak tuż przed nim napotykamy strażaków, którzy kierują organizacją ruchu i wskazują drogę na wygodny parking. Miejsca mnóstwo, biuro zawodów całkiem sprawne, a obsługa na pewno bardzo sympatyczna. W tym samym budynku wypożyczalnia nart i bufet. Wszystko co biegaczowi potrzebne do szczęścia. Na linię startu – oddaloną o ok 3km od biura zawodów – dowozi nas uśmiechnięty kierowca busa zapewnionego przez organizatorów.
Szybka rozgrzewka, zajęcie miejsca w torach, przypięcie chipa do pomiaru czasu i za chwilę ruszamy. Krótki podbieg, który udaje się sprawnie „przepchać” i długi, szybki – jak dla mnie – zjazd. Jak dobrze, że trzeba go będzie pokonać tym razem pod górę na samo zakończenie biegu - pomyślałem. Wszystko dlatego, że należę do biegaczy, którzy wolą pędzić w górę, niż w dół J Zjazd wyglądał jednak nadspodziewanie dobrze. Narty niosły z prędkością prawie 40km/h. Idzie aż za dobrze – pomyślałem. Pewnie dlatego organoleptycznie przekonałem się, że „szybki” tego dnia śnieg jest jednocześnie bardzo miękki J
Szybki powrót do startowego rytmu i prawie 5km w górę. Zaczyna się najlepsze - pomyślałem. Intensywnie, stosując różne biegowe kroki. Z perspektywy czasu nie powiem, który z nich był najbardziej efektywny, ale wiem, że zdecydowanie więcej czasu muszę poświęcić na trening górnych partii ciała ;-). Rzecz chyba standardowa dla tych, którzy przez większą część roku koncentrują się na maratonach i innych biegach długich.
Intensywne wentylowanie płuc skończyło się po dłuższej chwili. – Teraz jedziemy w dół – zawołał jeden ze strażaków „obstawiających” trasę, gdy nawracałem w najwyższym jej punkcie. Ciekawe, ile osób wyprzedzi mnie na zjeździe –pomyślałem. Nie wyprzedził nikt. Nowe narty RCS Crown Fishera sprawiły się bardzo dobrze. Mimo, że to narta z łuską, ślizg ma zacny i dziś nie zamieniłbym ich na żadne inne J Po intensywnej pracy na podbiegach, zjazd był bardzo przyjemną częścią trasy.
Wreszcie docieram do upatrzonego na początku fragmentu trasy. Zacny podbieg. To na co czekałem. Gdy na horyzoncie pojawiła się sylwetka biegacza, oczywiście zapaliła się żółta lampka: gonię go! Ambitnego rywala – którego z tej strony pozdrawiam – mijam na ostatnim podbiegu przed metą. Chwilę za mną na linię mety wpada serdeczny znajomy Staszek Grabowski, którego plecy przywykłem widzieć na trasie 50.tki Biegu Piastów. Pod warunkiem, że miałem ze sobą lornetkę ;-)
Pamiatkowy medal z Biegu Sylwestrowego na Mogielicy
Za linią mety pamiątkowy medal - bardzo ładnie wykonany oraz gorąca herbata. I niezwykle serdeczni organizatorzy, którzy pędzili z gratulacjami dla każdej zawodniczki i zawodnika. Przyznaję podejście i życzliwość tubylców, organizatorów – to również świetna wizytówka tego biegu. Po tym jak wszyscy zawodnicy zameldowali się na linii mety, w biurze zawodów odbyło się wręczenie nagród dla zwycięzców i plasujących się na podium w kategoriach wiekowych.
Czy był to dla mnie dobry bieg? Na linii startu towarzyszyła mi duża niepewność. Tak naprawdę był to pierwszy start na tak „krótkim” jak dla mnie, maratończyka dystansie. Dużą uwagę skupiałem na nartach, które na nogach miałem drugi raz w życiu. Dzień po zawodach, już na chłodno mogę ocenić swój bieg. Wiem, co powinienem zrobić inaczej i nad czym skupić uwagę w drodze do głównych sportowych celów, które założyłem sobie w tym sezonie zimowym. Z pewnością sylwestrowy bieg na Mogielicę był bardzo dobrym przetarciem i wyznacznikiem obecnej formy. A przede wszystkim fantastyczną zabawą na zakończenie 2016 roku. Obyśmy mogli zobaczyć się w tym samym miejscu za rok!
Krzysztof Zakrzewski
od redakcji:
Krzysiek to od tego sezonu zawodnik naszego teamu, ukończyl 7 maratonów z życiówką 3:13:06 , dwukronie ukończył Bieg Piastów na 50 km.