staręga maciej

Zawody.

 

Noc przed startem jest przeważnie dość długa. Oczywiście nie przesadzajmy, nie spędzam w łóżku 12 godzin, ale zazwyczaj pełne 9. Pobudka koło 8. rano i albo od razu na śniadanie, jeżeli start jest dość wcześnie, albo najpierw lekki rozruch – żeby nieco obudzić organizm. Nic wielkiego: trucht, krążenia ramion, bioder i tułowia, trochę rozciągania i tyle. Nie ma co przesadzać, siły będą potrzebne na biegu.

 

Śniadanie jem tak, aby wypadało na ok 2-3 godziny przed startem. Nic niezwykłego – płatki, owsianka, jakaś kromka z wędliną (omijam ogórki, parówki i kiełbaski, bo po takich rzeczach nie biega się najlepiej), a na koniec jeszcze coś na słodko z kawą. Na popitkę sok pomarańczowy i czas wracać do pokoju spakować się na start. Przeważnie od razu wskakuję w ciuchy na rozgrzewkę, ponieważ na trasy przyjeżdżamy na około półtorej godziny przed startem. W zasadzie mam więc tylko chwilę na przebranie butów, zabranie kijów i czas zaczynać.

 

Rozgrzewki są różne, w zależności od dystansu, jaki akurat biegam tego dnia. Przed sprintem zaczynam już bieganie na minimum godzinę przed rozpoczęciem rywalizacji. Na około 30/40 min. przed startem podnoszę intensywność. Jakieś 2/3 odcinki po półtorej minuty sprinterskim tempem. Tak żebym podnieść laktat, poczuć trochę to zakwaszenie, przygotować organizm do jazdy na beztlenie. Rozgrzewka przed biegiem długim jest nieco krótsza. Podniesienie intensywności odbywa się mniej więcej w tym samy czasie przed startem, ale jest to raczej 5-8 min. przebiegnięte tempem progowym i tyle. Warto też wspomnieć, że przed biegiem stylem klasycznym w ramach rozgrzewki dostajemy do testu jeszcze nasze startowe narty. Oceniam wtedy, czy jest odpowiednie trzymanie i jazda. Jeżeli coś nie pasuje, szybko daje konkretną informację do serwisu, a oni starają się poprawić dany element. Przeważnie jest czas na tylko jedną poprawkę, ale mało jest sytuacji, gdy coś nie gra. Na 15 minut przed biegiem odpinam narty i idę przebrać bieliznę i czapkę. Potem od razu zmierzam do strefy startu, gdzie dostaje numerek, chipy, worek na rozgrzewkowe ciuchy i narty startowe. Jeszcze chwila na jakieś krążenia i dynamiczne rozciąganie. Jak najpóźniej zdejmuję bluzę i spodnie rozgrzewkowe, gdyż trzymanie temperatury w zimę jest bardzo, bardzo ważne.

 

Gdy stoję na starcie, myślę już tylko o tym jak będę biegł. Myślenie na trasie jest istotną kwestią. Pomaga w umiejętnym rozłożeniu sił podczas biegu i pokonywaniu danych odcinków odpowiednią techniką. W sprincie zaś, w czasie bezpośredniej rywalizacji, sprzyja zdobywaniu dogodnej pozycji jak najmniejszym nakładem sił.

 

Po zakończonym biegu przebieram się szybko i idę na rozbieganie. 30 minut wystarczy. Nie ma co przesadzać, szczególnie, jeśli na następny dzień czeka nas kolejny start. Trochę inaczej sytuacja ma się w sprincie, gdy przechodzi się przez eliminacje. Między kwalifikacjami a ćwierćfinałami jest około półtorej godziny przerwy. W tym czasie idę na krótkie 10 minutowe rozbieganie. Potem czas na specjalny masaż, chwilę luzu, jakiś baton energetyczny i banan po drodze. 20 minut kolejnej rozgrzewki i czas na ćwierćfinały. Jak przechodzę dalej, nie mam już wiele czasu do półfinału i w zasadzie skupiam się na maksymalnym oszczędzaniu energii. Praktycznie wygląda to więc tak, że albo leżę w namiocie z nogami w górze, albo chodzę spokojnie w okolicach startu. Truchtanie już jest niepotrzebne i kosztuje za dużo energii.

 

Po zakończonych zawodach wracam do hotelu. Makaronowy obiad, oczywiście, jeśli jeszcze jest, następnie powrót do pokoju, szybki prysznic i zazwyczaj zmęczenie kładzie mnie od razu do łóżka. Popołudnie po zawodach to czas, w którym skupiam się na jak najszybszej regeneracji organizmu. Po drzemce należy się poruszać. Lekki cross, rozciąganie, potem masaż, zabawa z elektrostymulatorem, albo rolerami. Wszystko po to, aby lepiej ukrwić, zrelaksować mięśnie. Odpoczynek jest ważną częścią czasu między zawodami, a regeneracja wymaga też myślenia i odbierania sygnałów, jakie daje ciało.

 

Kolacja jak w dzień przed startem, mięso, zielenina i jakieś węglowodany do tego. Organizm niekiedy sam domaga się słodkiego deseru, więc i ciastko wpadnie do wieczornego menu. Po zawodach cukier zawsze mile widziany. Po posiłku zazwyczaj mamy jeszcze zebranie z trenerami podsumowujące start i informujące o działaniach na następne dni. Godzinka dla siebie i trzeba iść spać. W końcu sezon jest długi, a sen zawsze koi emocje i ładuje baterie na kolejne starty.

 

Maciej Staręga