starega maciek soczi

Dzień I -  Testy

Dzień przed pierwszym startem jest już bezpośrednim przygotowaniem przed zbliżającymi się  zawodami. Zazwyczaj nie ma jeszcze wielkiego pośpiechu. Zgodnie z rozkładem wstaje tak, by jeszcze przed śniadaniem rozruszać się około 20 min. Przeważnie jest czas żeby się wyspać, bo testowanie nart i trening przygotowawczy odbywają się w godzinach zbliżonych do startu następnego dnia.

 

Śniadanie tak na 2 godziny przed podjęciem aktywności. W głowie mam już zakodowane, że posiłek musi być odpowiednio dobrany. Każdy ma swoje preferencje, ale przeważają węglowodany. Czyli jakieś musli z jogurtem, owsianka, bułka z dżemem lub miodem. Często dorzucam jajko i trochę białego sera. Do popicia zieloną herbata, kawa, czy szklanka soku pomarańczowego, a na koniec zabieram sobie jeszcze jakieś owoce. Powrót do pokoju, chwila na ubranie się, spakowanie plecaka z rzeczami na przebranie, umycie zębów i lekki relaks. Wszystkie te czynności robie z lecącą w tle muzyką bardzo różnego rodzaju, od rapu, hip-hopu, przez pop na rocku i metalu kończąc. Wszystko zależy od nastroju i DJ-a, który był pierwszy w pokoju.

 

Czas się zbierać.

Przyjeżdżam na testy. Narty przeważnie czekają już gotowe. Jeden z serwismanów, który pomoże Ci porównać sprzęt i wybrać najlepszą parę do startu też przygotowany. Trener tłumaczy jak będą wyglądały testy i dalszy trening po nich. Zabieram kije oraz część naszykowanych nart i idzię rozłożyć się w „SKI-DEPO”, czyli wyznaczonym przez organizatora miejscu, gdzie można położyć  sprzęt przy trasie. Określone też są miejsca do testowania, kierunek poruszania się i czas w jakim można odbyć trening. Wszystko po to, aby na trasie panował porządek. Są reguły i trzeba się ich trzymać. Przy takiej ilości ludzi musi to tak wyglądać. Jeżeli robisz coś wbrew zasadom możesz dostać ostrzeżenie, a nawet karę w wysokości 250 franków szwajcarskich.

Testy zazwyczaj wyglądają w ten sposób, że wraz z serwismenem zakładamy po parze nart. Jedziemy na zjazd, rozpędzamy się i żeby uzyskać taką samą prędkość trzymając się za ręce do połowy zjazdu. Puszczamy się i patrzymy jak jadą narty w porównaniu do siebie. Potem zamieniamy się parami i powtarzamy to samo. Wspólnie określamy, która para jest lepsza, a następnie,  bierzemy kolejne dwie pary nart i działamy dokładnie w identyczny sposób. Zazwyczaj jeżeli pula naszykowana do testów nart wynosi więcej niż 4 pary, nie sprawdzamy ich każda z każdą. Jedziemy systemem pucharowym - lepsze przechodzą dalej, aż wybierzemy te najszybsze. Gdy różnice między parami są niewielkie, oceniamy dodatkowo tak zwany „feeling”, czyli jak czujesz jazdę narty pod nogą. Tak by to wyglądało jeśli chodzi o testy przed zawodami w stylu łyżwowym.

            Nart klasycznych zazwyczaj jest nieco mniej do wyboru. 2, 3, maksymalnie 4 pary. Sprawdzamy je z już nałożonym (takim samym na wszystkie pary) smarem na trzymanie. Test na jazdę wygląda podobnie jak przy nartach łyżwowych. W klasyku dodatkowo oceniamy trzymanie na podbiegu poszczególnych nart. Wymieniamy się uwagami z serwismenami i wybieramy najlepszą parę, która będzie przygotowana następnego dnia na start. Jeżeli jednak, warunki zmienią się diametralnie trzeba będzie w dzień startu przyjść wcześniej i powtórzyć test z dwoma parami przygotowanymi przez serwis na dane warunki. Takie życie – po prostu musisz to uwzględnić w planowaniu. Takie testowanie trwa zazwyczaj od 20 do 40 minut i traktowane jest jako rozgrzewka. Potem zgłaszam się do trenera i zaczynamy główną fazę treningu. Zazwyczaj polega to na tym, że biegam odcinki szybszym tempem. Ich długość, intensywność i ilość, zależy od konkurencji jaka jest rozgrywana następnego dnia. Nie chodzi jednak o to, aby się mocno zmęczyć i wyeksploatować, a bardziej rozruszać organizm i przygotować na szybkie bieganie.

 

Po części głównej jeszcze lekkie rozbieganie i można iść na obiad.

Tu znowu rozglądam się za węglowodanami. Makaron, ryż, ziemniaki, do tego kawałek mięsa i dużo zieleniny. Zupa też mile widziana. Zazwyczaj wybór jest dość duży i każdy znajdzie coś dla siebie, więc nie ma co narzekać. 

Po posiłku wracam do pokoju. Rozpakowuje się, kąpie i wskakuje do łóżka na krótką drzemkę. Maksymalnie do godziny. Sen i lekki ruch to najlepsza regeneracja więc po przebudzeniu należy iść na trucht zakończony rozciąganiem. Jeszcze chwila z książką, komputerem lub gra w karty i czas na kolacje, która jest w podobnym stylu do obiadu. Na dłuższe pogaduchy nie ma czasu, bo za chwilę zebranie organizacyjne z trenerami i serwisem odnośnie planu działań w dniu zawodów. Wracam więc i od razu idę na spotkanie, na którym omawiamy wszystkie ważne sprawy związane z zawodami. Dostajemy numerki do poruszania się po trasie. Dowiadujemy się o dokładnej godzinie startu oraz analizujemy listę startową. Ustalamy czas przybycia na trasy i sprawdzenia nart jeszcze przed zawodami. Trener przekazuje nam swoje uwagi jak mamy pobiec i określa miejsca, w których dostaniemy informację jak biegniemy. Ogólnie na zebraniu omawiana jest masa ważnych spraw, aby wszystko następnego dnia było poukładane. To eliminuje nerwowość.

  Po spotkaniu wracam do pokoju. Mam chwilę dla siebie więc znowu książka, komputer lub jakaś gra z chłopakami. Wybija 22 i czas zbierać się do spania. Wskakuje do łóżka i jeszcze robię szybką analizę trasy i biegu w głowie. Wiem, że jutro czeka mnie walka do upadłego. Zasypiam...

 Dzień startu to już kolejny artykuł.

 

Maciej Staręga  

TUTAJ BLOG Maćka Staręgi