Maciek Staręga o MŚ Juniorów i nie tylko...Hejka! Cześć wszystkim. Chciałem dziś przedstawić chociaż krótką notatkę z Mistrzostw Świata Juniorów i podzielić się wrażeniami z tamtych zawodów. Do Francji przyjechaliśmy parę dni przed naszymi startami. W tym czasie rozgrywały się akurat biegi starszych roczników U23. Pogoda, jak na każdych MŚ na których byłem, czyli piękne słońce górujące nad dolinką z wspaniałymi trasami biegowymi jak i zjazdowymi. Pierwszy dzień zaczęliśmy od dopingowania Sylwii podczas jej startu na 10 km F, gdzie jak wiadomo nie dała szans rywalkom. Wszyscy byli zachwyceni. My zaś uwierzyliśmy, ze da się walczyć i wygrywać. Kolejne dni przeznaczyliśmy już na przygotowaniach do startów. Jednak naszego dopingu nie mogło zabraknąć podczas drugiego, zwycięskiego startu Sylwii. Znów ogromna radość w zespole i zadowolenie, ale teraz czas na sprinty. Pierwszy dzień zmagań juniorów to sprinty rozgrywane równolegle ze startami młodzieżowców. Dobra rozgrzewka przed kwalifikacjami i już stoję na starcie, a w oczach migają mi kreski odliczające ostatnie 5 sekund. Startując z piętnastym numerem po przebiegnięciu trasy 1400m wpadłem na metę z dziewiątym wynikiem. Jednak jeszcze dwudziestu chłopaków biegnących za mną zdołało osiągnąć lepsze wyniki. (jak wiadomo w sprintach startuje się od najlepszych jednak sprzyjające polepszające się z minuty na minutę warunki dały szansę zawodnikom z dalszymi numerami na wejście do 30). Cieszyłem się bardzo, że przeszedłem dalej i nie zamierzałem na tym poprzestać. Ćwierćfinał pozbawił mnie jednak złudzeń. Zdołałem wyprzedzić tylko jednego rywala. Mimo, że dotrzymywałem chłopakom kroku na podbiegach, mój finisz na pchaniu do mety pozostawiał wiele do życzenia. Dawałem z siebie wszystko, ale moja technika i niezbyt rewelacyjna jazda nart nie pozwoliły i walczyć jak równy z równym. Teraz wiem, że trzeba będzie jeszcze dużo ćwiczyć nad tym elementem. Skończyłem na 24 miejscu, co jest niby dobrym wynikiem. Z drugiej jednak strony czułem straszny niedosyt i byłem niezadowolony. Wiem, że przy nieco lepszej dyspozycji stać mnie na lepszy wynik. Nie spuszczałem jednak głowy i liczyłem na następne starty. Kolejne biegi były strasznym niewypałem a nawet katastrofą. Nie poznawałem siebie i swojego organizmu. W biegu łączonym od samego początku czułem się źle. Leciałem jak na treningu a zmęczenie było ogromne już po pierwszym kółku. Po zmianie nart kolejne zdziwienie. Skurcze zaczęły nękać moje mięsnie na całym ciele. Nie wiedziałem co jest grane ale nie poddawałem się. Doleciałem do mety, ale byłem załamany i zrównany z ziemią. To był najgorszy mój bieg w całym sezonie. Po powrocie do hotelu przemyślałem całą sprawę i postanowiłem się nie poddawać. Zmotywowany psychicznie dzięki trenerowi, dziewczynie, rodzicom, i koledze z Siedlec stanąłem przed „dychą” gotowy do walki. Wystartowałem biegło mi się naprawdę świetnie cały czas miałem w głowie słowa „Nie daj się, pokaż ile jesteś wart” to mnie niosło. Pierwsza piątka za mną – czuje się dobrze wiem, że dam radę utrzymać tempo. Na 7 km mija mnie Sedov, który biegnie pierwsze okrążenie. Patrzę na niego i myślę „Nie dam się dziś”. Odjechał mnie wiadomo, ale jeszcze utrzymywałem odpowiednie tempo i czułem się dobrze. Przedostatni, długi podbieg przed metą – mijam Adama Kwaka, który informuje mnie, ze jest to bieg na 30. Biegnę jednokrokiem, jednak końcówka jest stroma i przechodzę na dwukrok. W tym właśnie momencie odcina mi prąd. Nie mogę ruszyć nogami, nie wiem co się ze mną dzieje. Wywlokłem się na górę pchając, a na zjeździe ledwo stoję na nogach. Do mety dojeżdżam tylko dzięki głośnemu wsparciu kolegów z Włoch. Padam na ziemię i nie mogę wstać. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Wiem, że coś jest nie tak. Potem leżałem ok. pół godziny na skuterze przy mecie, a następnie przy pomocy inny, jakoś dotarłem do pokoju. Tam już zajęli się mną lekarze z Niemiec i Szwajcarii. W głowie cały czas mi chodziły myśli, że znowu dałem plamę i co ze sztafetą. Mój stan zdrowia wykluczał jednak start na następny dzień. (teraz po paru wizytach u lekarzy wiem co jest ze mną grane i powiedzieć mogę tylko tyle, że dobre starty nie były możliwe w moim wykonaniu) Tak oto minęły moje najważniejsze starty w tym sezonie i stwierdzam, że były beznadziejne. Mam nadzieję, że w końcówce sezonu zdołam powalczyć o swoje dobre imię, a wszystkich tych, których zawiodłem przepraszam bo tylko tyle mogę powiedzieć. P.S. Z tego miejsca pragnę podziękować trenerom i gronu współpracującemu za pomoc w przygotowaniach do startów na MŚJ.
NOTKI Z TRAS - 22.02.2009 -Maciek Staręga
- Utworzono: niedziela, 22, luty 2009 20:11 Jesteś tu: blog maciej starega
Aby od razu dodać komentarz zarejestruj/zaloguj się na naszym portalu. Ze względu na problemy z botami komentarze niezalogowanych ukazywać się będą najszybciej jak to możliwe, ale po akceptacji