zwarcie logo

Stanisław Mrowca, Feliks Piwowar i Damian Ciborowski byli w czwartkowy wieczór gośćmi Marka Jóźwika w programie „Zwarcie”. Rozmawiano o stanie szkolenia w polskich biegach narciarskich. - Chałupniczego szkolenia – jak nazwał je pierwszy trener Justyny Kowalczyk.

 

Do prowadzonego przez Marka Jóźwika programu „Zwarcie” - oprócz przedstawicieli środowiska trenerskiego – zostali także zaproszeni przedstawiciele Polskiego Związku Narciarskiego – Niestety nie znaleźli czasu na rozmowę, szkoda – otworzył dyskusję komentator Telewizji Polskiej.

 

- Kto stawia na biegi, temu się zazwyczaj udaje. Są stosunkowo proste w szkoleniu, praca wytrzymałościowa jest też tańsza, gdyby postawić ją obok skoków narciarskich – zauważył Jóźwik. Dziennikarze TVP w wyemitowanym wideo zwracają uwagę na smutną historyczną powtarzalność, że po Łuszczku w latach '80. nie pojawił się absolutnie nikt. Obawa, że po erze Justyny Kowalczyk będzie identycznie, jest bardzo duża. I to po jej dziewięciu latach startów na najwyższym poziomie.

 

Ze wstępu do rozmowy i wyemitowanego przed nią felietonu wynika, iż sytuacja polskich biegów jest koszmarna, o czym m.in. świadczy fakt, że punktujących w Pucharze Świata biało-czerwonych można wymienić na palcach jednej ręki. - Czy to problem z deficytem talentów w naszym kraju? Biernością klubów i tym, że szkoleniem zajmują się nieudacznicy? A może kłopot z działaczami PZN? – spytał gości Marek Jóźwik.

 

Feliks Piwowar: Kawałek prawdy jest we wszystkich trzech opcjach. Najbardziej jednak brakuje w Polsce systemu szkolenia, bo dziś wszystko jest zostawione samopas. Szkolenia nie tylko w kwestii narciarzy, ale też trenerów, którzy teraz w dużej mierze są samoukami.

 

- Kadry są bardzo wąskie. Młodym zawodnikom idącym do seniorów nie daje się szans. Chce się, by od razu osiągali duże wyniki. Odrzuca się ich, mimo że są rokujący. To nieporozumienie. Największa przepaść jest po końcu młodzieżowca, bo właśnie wtedy zaczyna się kłopot z zapewnieniem odpowiednich warunków – mówił pierwszy trener Justyny Kowalczyk. Stanisław Mrowca za przykład gubienia się zawodników wymienił Magdalenę Kozielską. – Nie ma jej kto pomóc. Trener mówi, że rozkłada ręce, bo nie ma już możliwości podjęcia prób i dziewczyna za chwilę skończy trening. A jest tak utalentowana. Nie wyobrażam sobie, by w krajach rozwiniętych pozwolono ten talent zmarnować – zauważył.

 

Spytany przez prowadzącego o normalną ścieżkę rozwoju biegacza narciarskiego, by ten osiągnął sukces, Mrowca opisał: Najpierw selekcja talentów poprzez biegówki w szkołach w ramach zajęć WF. Później wybór talentów, zapraszanie ich do UKS-ów i innych klubów, następnie namawianie na poważny trening, skąd najlepsi trafialiby do Szkół Mistrzostwa Sportowego. A dalej do kadr, na spokojny i zrównoważony trening. Problem polega na tym, że narciarze albo nie przebijają się do kadry, albo są w niej skazani na pożarcie, bo jak nie robią wyników, wypadają z systemu. Nikt się nimi nie interesuje. To chore, że tak szybko PZN przestaje dbać o zawodnika, że tak go skreśla, gdy z różnych powodów ten chwilowo nie rokuje.

 

- W małych klubikach szkolenie znakomicie działa i na dobrą sprawę dzięki temu jakkolwiek żyją jeszcze polskie biegi. Tam trwa proces wyszukiwania dzieci i poznawania ich ze sprzętem. Dopiero później jest problem – stwierdza Mrowca podsumowując, że mimo ciężkiej pracy w małych klubach trening jest po prostu chałupniczy. Jednym z reprezentantów takiej instytucji był w studiu Damian Ciborowski, który potwierdził, że to nie w liczbie talentów jest kłopot. Bo te są. - Dzieci chcą biegać, nawet w Jaśle mamy medalistów Mistrzostw Polski. Ale brakuje koncentracji szkolenia, pieniążków i pewnej spójności. Żeby zawodnicy i zawodniczki mieli możliwość treningu na najwyższym poziomie – mówił potwierdzając słowa Mrowcy o chałupnictwie. - W Jaśle nie ma tras, trenujemy pod wyciągami, ale dzięki motywacji gonimy ludzi z Jakuszyc i innych części gór. Czy da się za pieniądze klubowe zapewnić trening? Da się, bo biegamy na nartach po trawie i ludzie na nas patrzą jak na dziwaków. Tylko że nie po trawie droga. Dziś bez profesjonalnego zaplecza nie ruszy się z miejsca. Żeby je dostać, trzeba być w kadrze. I dochodzimy do sedna problemu – zakończył szkoleniowiec.

 

Obecni w studiu TVP doszli do konkluzji, iż jednym z problemów podstawowych jest zbyt mała liczba miejsc w kadrach narodowych, przez co kończący wiek młodzieżowca wykruszają się z regularnego treningu, a młodsi nie mogą liczyć na profesjonalną opiekę. - Pieniędzy nie brakuje, trzeba je tylko mądrzej wydawać. Maksymalnie dużo na tych, którzy są tego warci i tę wartość potrafią wykazać – zakończył program Zwarcie Marek Jóźwik.

 

Tylko jakie to zwarcie, jeżeli wśród gości nie pojawił się nikt ze związku?


MCh