
- To była wakacyjna przygoda, nie przygotowywałam się szczególnie do tego biegu – chwali się trzecia kobieta na Ushuaia Loppet Kinga Jaworek. Działaczka Biegu Piastów z marszu przeszła do historii biegów.
Wyników z Argentyny nie powinniśmy rozpatrywać w kategoriach niespodzianek czy sensacji, ale chyba sportowych cudów. I nie jest tu mowa o postawie Justyny Kowalczyk (zwyciężczyni wśród kobiet na 42 km), ale o trzeciej w tej klasyfikacji Kindze Jaworek ze Stowarzyszenia „Bieg Piastów”. Członkini zarządu Worldloppet nieoczekiwanie zajęła na tzw. „końcu świata” 25. pozycję open na 95 zawodników z doskonałym czasem 2 godzin, 33 minut i 53 sekund ulegając dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej o zaledwie 41 minut. Sukces Jaworek jest tym większy, że – jak sama przyznaje – do Argentyny pojechała w zasadzie na wakacje.
- Wycieczka do Ameryki była dla mnie wakacjami. Postanowiłam więc pobiec swoim tempem, z nikim się nie ścigać. Jestem zdziwiona wynikiem, bo przecież w zasadzie nie trenowałam. Ale atmosfera, moja wspaniała grupa wsparcia dodały mi energii i udało się osiągnąć dobry wynik. Ba, wspaniały wynik – opowiada o przygodzie życia polska bohaterka zaznaczając, że nigdy nie spodziewałaby się stania na jednym podium z Justyną Kowalczyk.
Co ciekawe, do takiej sytuacji na dobrą sprawę nie doszło. Pracowniczka Biegu Piastów tuż po wyścigu poszła na „pasta party” i niestety przegapiła podium. Podobnie jak Justyna Kowalczyk, która – jak relacjonuje Jaworek – od razu udała się do swojego hotelu. - Szukali nas, wołali, ale nie znaleźli. I przepadło – żałuje biegaczka.
Jaworek o trenowaniu: - Nie trenuję na co dzień, nie jestem fanem biegów górskich i w ogóle lekkoatletycznych. Wolę rower, ale i na niego nie miałam przed wylotem zbyt wiele czasu. Wszystko poszło z marszu. I to dosłownie, bo zaprawę robiłam podczas pieszych wędrówek. Narty mi pojechały, trasa była szybka, śnieg był zmrożony. I tam, gdzie większość osób się obawiała zjazdów, ja zyskiwałam. Na podbiegach było nieco gorzej, ale jakoś się udało dojechać do mety. Co ciekawe, nie jechałam na swoich nartach. To był mój pierwszy bieg na wiązaniach NNN. Jeżeli ktoś chce zacząć przygodę z Worldloppet, szczerze polecam Ushuaię. Można tu wspiąć się na swoje wyżyny, albo i jeszcze wyżej. Ja jak zobaczyłam swój numer startowy, 42, złapałam się za głowę wiedząc, że wszyscy mnie wyprzedzą. Ale udało się nie wielu, a jeszcze to ja trochę powyprzedzałam. Kończyłam pierwszą pętlę i myślę sobie, że dobra, nie jestem zmęczona, jadę drugą. I tak pojechałam, że skończyło się na podium. Szok.
Komandor Biegu Piastów Dariusz Serafin nie kryje swojej dumy z koleżanki i namawia Jaworek do kontynuowania startów i godnego reprezentowania polskich zawodów. - Bez wcześniejszego treningu tracić do Justyny Kowalczyk ledwie minutę na kilometrze to ogromny sukces. Mam nadzieję, że to nie ostatnie słowo Kingi w maratonach narciarskich, bo jest to olbrzymi potencjał. Osobiście będę namawiał ją do wyjazdu na następne zawody. To jest taki potencjał, że nie boję się powiedzieć, iż może zakończyć się nawet na podium w cyklu FIS Marathon Cup! Dodatkowym atutem jest to, że przecież jako członkowie Worldloppet mamy zapewniony darmowy start w innych wyścigach – tłumaczy z nadzieją Serafin.
Rewelacyjna Polka tonuje jednak nastroje mówiąc, że na trening może nie być zbyt wiele czasu z uwagi na wzmożone przygotowania do Letniego Biegu Piastów, a później do jubileuszowej, 40. edycji zimowej wersji zmagań. Co ciekawe, Jaworek jak dotąd nie występowała zbyt często na biegówkach. W wynikach widnieje tylko jeden jej start - w Jakuszyckiej Siódemce, biegu tylko dla kobiet, gdzie zajęła 58. miejsce z czasem 43 minut i 58 sekund. Sama zainteresowana dodaje jeszcze do tego bieg w Chanty-Mansyjsku na 10 kilometrów. - Najlepsze jest w tym wszystkim to, że ja o wiele bardziej lubię klasyka i to nim biegam zazwyczaj. A tu proszę. Okazało się, że trzeba robić nie to, co się lubi, ale to, co lepiej wychodzi. Dziś – kończy Polka – jestem bardzo szczęśliwa.
Rozmawiał Michał Chmielewski
fot. fotoeduardos.com