wantulok

Trener kadry młodzieżowej kombinacji norweskiej Mateusz Wantulok bacznie obserwował w Wiśle zmagania o mistrzostwo kraju. Szkoleniowiec przyznał, że jest zadowolony ze swoich zawodników. W rozmowie z Michałem Chmielewskim Wantulok opowiada m.in. rozwoju dyscypliny, relacjach z kolegami i nowych bodźcach.

 

Michał Chmielewski: - Na podstawie wewnętrznej rywalizacji da się ocenić poziom tych mistrzostw?

 

Mateusz Wantulok: - Chłopaki u siebie prezentują się bardzo dobrze i to widać gołym okiem. Ale to jak wyglądamy na tle innych reprezentacji okaże się dopiero na Letnich Grand Prix, na które się wybieramy. To jeszcze nie jest taki poziom, który pozwala myśleć o nie wiadomo jak wielkich sukcesach, ale to mam nadzieję przyjdzie z czasem.

 

Lepsi byliście na skoczni czy na rolkach?

 

To kwestia indywidualna u każdego z zawodników, ale na skoczni większość ma zakorzenione w motoryce błędy i trzeba teraz je wyplewić. Nie ma szans, że stanie się to nagle, ale wiemy przynajmniej, na co kłaść nacisk. Z drugiej strony olbrzymie rezerwy wykazały badania wydolnościowe. Najważniejsze, że znamy drogę do celu i mistrzostwa wykazały, że kilka kroków już na niej postawiliśmy. Na plus szczególnie Kacper Kupczak, ładnie poleciał też bieg Michał Gut-Chowaniec.

 

Ale Michał spadł z drugiej na dalszą pozycję.

 

Proszę jednak pamiętać, że Michał w zasadzie nie biegał. On w ubiegłym roku, w sierpniu, dopiero zaczął trening biegowy i trzeba z nim postępować spokojnie. Nie można wejść z nim teraz w mocny trening, bo po prostu tego nie wytrzyma. I zadowolenie z jego biegu wynika z tego, że pobiegł na maksymalnym poziomie, jakiego moglibyśmy się teraz spodziewać. Skok próbny także miał niezły, gorzej już w konkursie.

 

Jeżeli o skokach mowa, zupełnie poniżej oczekiwań zaprezentował się Paweł Słowiok. Sam przyznał niedawno, że nie czuje się na skoczni najlepiej. Każdy zawodnik to zupełnie inny przypadek?

 

Tak jest. U Pawła jest bardzo duża przepaść między biegiem a skokiem. Pościg na Jonidle był emocjonujący i pokazał hart ducha u – wydawać by się mogło, że skazanego na porażkę w zawodach – narciarza. Paweł zagubił technikę skakania i na progu – jak większość – popełnia szkoleniowe błędy. I tak zauważalny jest już mały postęp. Z całej startującej szesnastki miał zdecydowanie najgorsze warunki wietrzne, także nie można na podstawie jednej próby wyciągnąć ostatecznych wniosków. Na szczęście jest jeszcze sporo czasu na spokojny trening.

 

Jak to jest być najpierw kumplem, a później trenerem?

 

Czuję się w nowej roli bardzo dobrze i nawet myślę, że relacje moje z chłopakami – odkąd nie startuję – poprawiły się. Było kiedyś tak, że niby wszystko super, a przychodziły zawody i każdy już się czaił, coś ukrywał, węszył. A teraz jest spokój, mamy świetny kontakt, często do siebie dzwonimy, interesuję się na bieżąco odczuciami zawodników po treningach. Wprowadziliśmy taki system, że co jakiś czas dostaję pełny „feedback” i na jego podstawie monitoruję efekty i skuteczność naszych poczynań. Jak coś nie działa, zmieniamy. Jest elastycznie.

 

Wzajemnie się od siebie uczycie? W Polsce to chyba nowoczesne podejście.

 

No tak. Trzeba coś zmieniać, kombinować, bo dotychczasowy system pracy jak widać po wynikach nie sprawdził się. Nie można iść starym, utartym systemem Staram się być na bieżąco z wszelkimi nowinkami, lubię podpatrywać od innych reprezentacji, czerpać z doświadczeń lepszych trenerów. Krytyka jest mile widziana. Jak komuś coś nie pasuje, idę do biblioteki, szukam książki, doczytuję i próbujemy innych rozwiązań.

 

Wokół kombinacji zaczęło się kręcić sporo osób. Tak jest łatwiej?

 

Im nas więcej, tym lepiej. Każdy zna się na czymś innym, ma inną specjalistyczną wiedzę. Teraz jest do dyspozycji fizjolog, jest Jan Szturc. Ludzie chcą nam pomóc, współpracować. I dla mnie, i dla zawodników nasza współpraca i wszystkie te zmiany to są nowe bodźce. Bardzo potrzebne. Chcemy, żeby nie było monotonnie, żeby coś się działo w ekipie. Ja sam byłem do niedawna zawodnikiem, więc wiem jak to jest, gdy któryś tydzień z rzędu robisz ciągle to samo. To rodzi nudę, a nie może być tak, że chłopacy chodzą z opuszczonymi głowami.

 

Jakie plany na najbliższe tygodnie?

 

Od 20 lipca zgrupowanie w Szczyrku, potem tydzień pauzy, znów Szczyrk, następnie Zieleniec, aż wreszcie Letnie Grand Prix. Będziemy jeździli tylko na europejskie konkursy, odpuszczamy wyjazd do Rosji.

 

W Wiśle rozmawiał Michał Chmielewski