guziński

Kiedy dwa lata temu ukończyłem 16-ty różny bieg z cyklu Worldloppet i otrzymałem dyplom Global Worldloppet Skier, postawiłem przed sobą kolejny cel, którym było ukończenie 4 nowych biegów, które dołączyły do ligi światowej narciarskich biegów masowych Worldloppet. Zadanie było o tyle trudne, gdyż każdy z 4 biegów odbywa się na innym kontynencie i są to biegi organizowane na Islandii, w Argentynie, Chinach i Nowej Zelandii.

 

Najtrudniejszym zadaniem było zorganizowanie podróży do każdego z tych egzotycznych, jak na przeciętnego Europejczyka krajów. Tak jak każde z tych miejsc na świecie różni się między sobą w sposób zasadniczy, tak i każdy z maratonów był całkowicie odmienny.

 

Ponieważ jest to relacja z biegu Merino Muster – skupię się na tym biegu i na tym miejscu…

 

Przygotowania organizacyjne rozpocząłem w marcu od zrobienia wywiadu wśród kolegów biegaczy, którzy już wcześniej ukończyli Merino Muster i podzielili się ze mną swoimi doświadczeniami. Po zapoznaniu się z nimi zarezerwowałem sobie pobyt przed biegiem w Snow Farm Lodge, co sprawiło, że w praktyce mieszkałem w bezpośredniej bliskości od miejsca startu i mety. Dzięki temu miałem doskonałe warunki do aklimatyzacji, nie tylko z powodu 10-cio godzinnej różnicy czasowej, ale również z powodu wysokości 1500 metrów nad poziomem morza, na której odbywał się bieg. Wiedziałem jak bardzo jest to istotne po wcześniejszych doświadczeniach z biegu, Kangaroo Hoppet w Australii. Strona logistyczna tym razem okazała się nieco trudniejsza, ponieważ linia lotnicza nie znalazła na pokładzie samolotu miejsca na moje narty, co spowodowało, że musiałem zorganizować wypożyczenie nart na miejscu. Samo przygotowanie fizyczne do biegu miało być łatwe i przyjemne, ale niestety ze względu na problemy zdrowotne okazało się zupełnie inaczej. Pod koniec kwietnia „dopadła mnie” rwa kulszowa, która skutecznie uniemożliwiała swobodne poruszanie się oraz całkowicie uniemożliwiła trening biegowy na kilka miesięcy, czego działanie oraz skutki odczuwam do dnia dzisiejszego. Dodatkowo „odezwało się” operowane dwukrotnie kolano, czego skutkiem był „wyrok” od ortopedy o całkowitym wykluczeniu możliwości udziału w maratonach biegowych teraz i w przyszłości. Poskutkowało to niestety rezygnacją z udziału w Maratonie w Berlinie i niepozytywnie wpłynęło na samą psychikę. Jedyny trening, jaki mogłem wykonywać w tym czasie dla podtrzymania kondycji to jazda na rowerze oraz pływanie. Po wielu tygodniach rehabilitacji, na kilka tygodni przed startem w Merino Muster udało mi się (za zgodą lekarza) wznowić delikatne treningi biegowe i na nartorolkach. Niestety, wybierając się w podróż do Nowej Zelandii miałem świadomość, że nie jestem przygotowany do startu, ale liczyłem w tym przypadku na swoje bogate doświadczenia startowe.

 

Moja podróż z Gdańska do Queenstown w Nowej Zelandii trwała 46 godzin i była bardzo wyczerpująca. Na szczęście widoki, które ujrzałem przed lądowaniem wprawiły mnie w ogromny zachwyt i zapomniałem o zmęczeniu. Przepiękne i niepowtarzalne widoki pasm górskich, poprzecinane malowniczymi dolinami, przez które przepływały różnokolorowe górskie potoki, wpływające co jakiś czas do wielobarwnych jezior. Taki widok z pokładu nisko lecącego samolotu potrafi zapierać dech w piersiach…J. Po wylądowaniu na lotnisku w Queenstown i przejściu szczegółowego wywiadu oraz kontroli BIO udałem się zarezerwowanym busem do Cardrony (malowniczej miejscowości ze słynnym hotelem z 1863-go roku Cardrona Hotel). Na miejscu czekał na mnie kierowca, pracownik Snow Farm Lodge, jak się okazało biegacz narciarski w przeszłości reprezentant kadry narodowej Nowej Zelandii, który zabrał mnie samochodem terenowym do Snow Farm, do którego prowadzi ok. 10-cio kilometrowa gruntowa droga górska. W Snow Farm Lodge byłem zakwaterowany w pokoju tuż przy samej trasie biegowej. W tym samym czasie w obiekcie było zakwaterowanych kilkudziesięciu narciarzy z różnych krajów w tym kilku znajomych z maratonów oraz reprezentacja USA przebywająca w Snow Farm na zgrupowaniu. Wspólne posiłki powodowały, że czuło się dobry klimat, a w powietrzu unosił się duch sportowy.

 

guziński

 

Przed startem miałem 2 dni na treningi i zapoznanie się z trasą biegu. Nie miała ona żadnych spektakularnych podbiegów, ale była interwałowa, co powodowało, że nie było zbyt wiele czasu na głęboki oddech zwłaszcza, że kompleks tras Merino Muster znajduje się na wysokości ok. 1500 metrów nad poziomem morza. Dodatkowo podczas pierwszego dnia treningu wiał bardzo silny i porywisty wiatr, co wróżyło zmianę pogody. Tak też się stało i przyszło ocieplenie, które spowodowało zmianę warunków śniegowych na trasach dnia następnego. Bardzo miłym i niespodziewanym akcentem było spotkanie podczas treningu kilkoro Polaków. Wspólny trening z doświadczonymi i sympatycznymi narciarzami z Polski i Niemiec oraz kolegą z Argentyny był bardzo owocny. Na dzień przed startem dołączył do mojego pokoju mój kolega Waldek Spychalski – doświadczony narciarz, z którym można rozmawiać godzinami na temat biegówek i nie tylko. Przy okazji można chłonąć jego bogatą wiedzę na temat treningu narciarskiego.

 

Poranek w dniu startu przywitał nas piękną pogodą – jak na zamówienie. Temperatura na lekkim  minusie, błękitne niebo oraz niewielki wiatr. Powyższe okoliczności powodowały, że człowiek aż rwał się do startu… Kolega Waldek na godzinę przed startem pojechał testować swoje narty przygotowane przez serwis Snow Farm. Ja nie miałem takiego dylematu, gdyż musiałem zadowolić się jedynymi nartami, jakie były dostępne w wypożyczalni na moją niemałą wagę. Dzięki zdalnej pomocy Tomka Kałużnego udało mi się przygotować ślizgi nart do używalności, za co Tomkowi bardzo dziękuję. Dziękuję też Waldkowi Spychalskiemu, który pożyczył mi kijki od miejscowego instruktora.

 

Bieg odbywał się w bardzo kameralnych warunkach, gdyż na starcie biegu głównego na dystansie 42 kilometrów stylem dowolnym stanęło nieco ponad stu zawodników z szesnastu krajów, na czele z reprezentantami USA. Trasa biegu składała się z 3 różnych okrążeń, po dobrze przygotowanych pętlach. Na pierwszym okrążeniu odbywającym się po zygzakowatych trasach w bezpośredniej bliskości startu i mety śnieg był zmrożony i szybki. Na kolejnych okrążeniach śnieg stawał się coraz bardziej miękki i wolny.

 

Bieg Merino Muster na głównym dystansie ukończyło 104 zawodników w tym czterech Polaków (jeden Polak startował pod flagą niemiecką). Maraton, zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn, wygrali Amerykanie z narodowego Teamu, (co było łatwe do przewidzenia). Ja ukończyłem bieg na 44 miejscu oraz 3 miejscu w kategorii wiekowej. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i dobrze przygotowali bieg pod względem organizacyjnym. Oprócz właściwie przygotowanych tras, prawidłowo funkcjonowały dość liczne punkty odżywcze. Po biegu można było się zarówno posilić, jak i uzupełnić mikroelementy.

 

ZOBACZ WSZYSTKIE ZDJĘCIA ANDRZEJA Z NOWEJ ZELANDII

 

Bieg oceniam jako kameralny, odbywający się w sympatycznej i rodzinnej atmosferze. Dla mnie będzie to bieg, który będę wspominał szczególnie, gdyż po jego ukończeniu zostałem pierwszym Polakiem, który ukończył wszystkie 20 maratonów na świecie, należących do ligi światowej narciarskich biegów masowych Worldloppet.

 

W dniu następnym opuszczałem przyjazne Snow Farm i udałem się w drogę do Queenstown, zatrzymując się po drodze w Cardrona Hotel, gdzie miałem okazję skosztować pysznego dania z owoców morza. Po dotarciu do Queesnstown szybko zrobiłem rozeznanie odnośnie oferowanych całodniowych wycieczek. Po długim namyśle wybrałem The Road Trip to Millford Sound – wycieczkę autokarową do zatoki Milforda, gdzie odbył się rejs statkiem wycieczkowym. W kilkugodzinnej drodze do zatoki Milforda można było podziwiać przepiękne i niepowtarzalne krajobrazy. Po dotarciu na pokład statku wycieczkowego, który płynął z Milford Soud do Morza Tasmańskiego i z powrotem. W czasie rejsu nie sposób było usiedzieć nawet kilku minut, ze względu na wszechogarniające, przecudne widoki dookoła z pięknymi fiordami, górami i setkami wodospadów dookoła. Można było z zapartym tchem stać i podziwiać cuda, które stworzyła natura w tej części świata. W drodze powrotnej do Queenstown raz jeszcze można było delektować się urokami otaczającej natury.

 

guziński

 

Po powrocie do Queenstow nie pozostało nic innego, jak tylko wybrać się na wieczorny spacer po mieście i odwiedzić słynną restaurację serwującą podobno najlepsze burgery na świecie i spróbować jak smakuje coś, za czym od rana do nocy ustawiają się kolejki chętnych, aby skosztować Ferg Burgera. Pewnie jak większość narciarzy biegowych, nie jestem znawcą burgerów, ale mogę powiedzieć, że spróbowałem.

 

W ten sposób zakończył się mój pobyt w Nowej Zelandii, związany z udziałem w maratonie narciarskim Merino Muster, który będę wspominał z dużą sympatią.

 

Andrzej Guziński